Wyjątki od reguły
Tekst jest dziwny i
chaotyczny, nie mniej ciekawie było go pisać. Nie jest taki, jaki zaplanowałam
go sobie na początku, właściwie na obecną formę pomysł wpadł mi dopiero
wczoraj. Tekst świeżo skończony. Mam nadzieję, że nie przeholowałam z tą formą,
bo naprawdę ― jest bardzo dziwnie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i bardzo
proszę o komentarze, bo jestem pewna, że im będzie ich więcej, tym częściej
nowe miniaturki będą się pojawiać. One są naprawdę motywujące.
Jeszcze raz mówię: dziwnie. Mam nadzieję, że uda Wam się dotrwać do końca :-)
Damianowi, który
nienawidzi miniaturek.
„Wyjątki
od reguły”
― Albus! Miło cię widzieć, przyjacielu! ―
krzyczał pewien młodzieniec, kiedy zobaczył po drugiej stronie ulicy chłopaka
mniej więcej w swoim wieku.
― Gellert! Już jesteś, naprawdę miło jest
cię znowu widzieć…
Albus Dumbledore jako
sześćdziesięciokilkulatek nadal co jakiś czas wspominał swoją znajomość z
Grindelwaldem. Nie raz i nie dwa zastanawiał się, jak tamten chłopak przewrócił
do góry nogami jego światopogląd.
Tak,
myślę, że twój pogląd, zgodnie z którym na dominację czarodziejów należy się
zgodzić DLA DOBRA MUGOLI, jest chyba problemem kluczowym.*
Był przecież rozsądnym człowiekiem ― nawet
jak na swój wiek ― więc do tej pory nie miał pojęcia, w jaki sposób jego umysł
został tak zaćmiony.
― Albus ― Gellert spoglądał mu prosto w
oczy, a Dumbledore czuł się, jakby ktoś przyłożył mu nóż do gardła.
― Gellercie ― odpowiedział spokojnie
ukrywając swoje prawdziwe uczucia na samym dnie umysłu. Nie było to pierwsze
spotkanie tych dwóch byłych przyjaciół podczas wojny. Ich spotkania bywały krótkimi
chwilami ― zazwyczaj po bitwie, kiedy większość walczących nie żyła, a reszta
opatrywała sobie rany lub była ściągana do czarodziejskich szpitali. Trwało to
chwilę ― a może aż wieczność? ― kiedy spoglądali sobie prosto w oczy, a Gelert
uśmiechał się kpiąco ― przy czym Albus nawet nie próbował walczyć ― i
teleportował się gdzieś, gdzie nawet on nie potrafił go znaleźć (a może nie
chciał?).
Albus zawsze czuł, że Gellert był jego wyjątkiem
od reguły ― wiedział, że nie powinno tak być ― i próbował to zmienić. Szybko stało
się jasne, że kiedy raz złamie swoje reguły, nie ujdzie mu to płazem.
(― Avada
Kedavra! ― Nurmengard wydawał się rozwiązaniem idealnym ― tylko do pewnego
momentu.)
***
Albus
Dumbledore usłyszał zaraz po zakończeniu kolejnego roku szkolnego pukanie do
drzwi swojego gabinetu. Wiedział, że do odjazdu pociągu ze stacji w Hogsmeade
zostało jeszcze sporo czasu, więc był niemal w stu procentach pewny co do
tożsamości osób stojących za drzwiami.
Gdy teraz nad tym myślał, to wcale nie było
takie pewne. Kolejne trzy osoby z tego rocznika zgłosiły się do niego w ciągu
tygodnia od zakończenia szkoły.
― Proszę wejść ― odpowiedział, a drzwi się
otworzyły. Dumbledore się nie mylił ― do środka weszła dwójka chłopców, która
dzisiaj skończyła szkołę.
― Dzień dobry ― powiedzieli równo.
― Dzień dobry, chłopcy ― odparł Dumbledore,
kiedy zamknęli drzwi. ― Nie powiem, że się was tutaj dziś nie spodziewałem.
Proszę, usiądźcie. ― Machnął różdżką, a przed biurkiem pojawiły się dwa ozdobne
krzesła.
― Więc zapewne pan wie, po co tu jesteśmy. ―
James Potter od razu przeszedł do konkretów. ― Osobiście pan mnie poinformował
o Zakonie Feniksa. Nie pozwolił nam pan wstąpić do niego, dopóki nie skończymy
szkoły. Teraz…
Do tej pory zastanawiał się, jakim cudem to
się stało. Nigdy nie informował dzieci o walce – nawet nie miał zamiaru ich w
nią włączać ― a w tym przypadku…
― Teraz jesteście niecały kwadrans po
odebraniu świadectw, chłopcy ― stwierdził dobrotliwie Dumbledore. Nie był
pewny, czy ci dwaj młodzieńcy przed nim rozumieli, czego chcieli się podjąć.
― Skończyliśmy szkołę ― stwierdził twardo
James.
― Nie jestem pewny, czy aby na pewno
rozważnie myśleliście o tym, czego zamierzacie się podjąć…
― Mieliśmy bardzo dużo czasu ― wtrącił się
Syriusz. ― Cały rok, panie dyrektorze.
Dumbledore nadal nie wiedział, czy pozwolić
tym chłopakom na tak otwarte przeciwstawienie się Voldemortowi. Obaj byli
młodzi, ich wiek nie sprzyjał w podejmowaniu trudnych decyzji.
― Zakon ma niewiele członków, jeśli
porównujemy go do szeregów śmierciożerców ― stwierdził Dumbledore. Zdrowy
rozsądek podpowiadał mu, że powinien ich przyjąć, na pewno choć trochę uda im
się wspomóc Zakon.
Mimo wszystko to jeszcze dzieciaki. Nie był
za tym, aby jako członków Zakonu przyjmować młodzież zaraz po szkole ― więc
dlaczego teraz ma być inaczej?
― Potrzeba
nam rozważnych ludzi, którzy naprawdę wiedzą, dlaczego walczą…
― Czy pan naprawdę uważa, że nie mamy
żadnych powodów, aby walczyć z Voldemortem? ― zapytał ze złością Syriusz. –
Cała moja rodzina popiera Voldemorta. Zostałem z niej wydziedziczony, a jednym
z powodów było to, że sam tego nie robię. Czy to nie jest wystarczający powód? ―
zapytał wręcz histerycznie Syriusz.
― Niedawno straciłem z tego powodu rodziców**
― rzekł James z goryczą. ― Zabił ich, byli i nie ma. Razem z Syriuszem uważamy,
że lepiej działać z kimś, zorganizowani. Nie porywać się samemu do walki, bo
jedyne, co możemy zrobić, to im różdżką oko wydłubać.
― Panie dyrektorze ― zaczął jeszcze raz
Syriusz. ― Myślę, że możemy naprawdę się przydać Zakonowi.
Dumbledore spojrzał na nich i już wiedział,
że nie dadzą za wygraną. Determinacja na twarzy mówiła, jak bardzo ważne dla
nich było wstąpienie do Zakonu Feniksa. Chcieli walczyć i nawet on, Dumbledore,
nie mógł im tego zakazać.
Mógł zaprzeczyć ― to wbrew jego regułom ―
nie powinien przyjmować dzieci do Zakonu.
― Dobrze ― rzekł cicho, jednak obaj go
usłyszeli. Zerknęli na niego z otwartymi ustami, jakby nie wierzyli w to, co
usłyszeli. ― Możecie zostać członkami Zakonu Feniksa.
― Naprawdę? ― Uśmiech pojawił się na twarzy
Jamesa.
― Tak.
― Tak
po prostu? Ot tak przyjmie nas pan do Zakonu? ― dziwił się Syriusz.
― Tak, tak po prostu ― odpowiedział
Dumbledore. ― A teraz chyba powinniście już iść, chłopcy, ponieważ, o ile się
nie mylę, pociąg wyjeżdża z Hogsmeade za niecały kwadrans.
― Tak, tak… – Syriusz z Jamesem wydawali się
być jakby wyrwani z rzeczywistości.
― O kurde! ― krzyknął Syriusz, jakby dopiero
dotarło do niego znaczenie słów Dumbledore’a. ― Przepraszam, panie dyrektorze. ―
Dumbledore udał, jakby nic nie usłyszał. ― Jim, pociąg zaraz nam odjedzie!
― Do widzenia, dyrektorze ― powiedzieli
razem i kiedy Dumbledore im odpowiedział, wyszli. Dyrektor pomyślał, że chyba
takich cudaków to Hogwart dawno już nie gościł.
Podszedł do okna, z którego widział główne
wyjście z Hogwartu. Nie minęły dwie minuty, a zobaczył sylwetki dwóch chłopców
lewitujących swoje bagaże za sobą. Obaj stali się jednymi z niewielu wyjątków
od reguł Albusa Dumbledore’a. Dyrektor starał się, aby nigdy nie mieszać dzieci
w wojnę. Miał nadzieję, że ci dwaj dadzą sobie radę. Nie chciał być
odpowiedzialny za zniszczenie życia ludziom, którzy mieli całe życie przed
sobą. Spoglądając na uśmiechnięty obraz Armanda Dippeta, wierzył, że zrobił
dobrze.
Nie prawda, myśli Dumbledore.
Kilka minut później wyszedł z gabinetu i
ruszył w stronę pokoju nauczycielskiego. W połowie drogi spotkał Minerwę
McGonagall.
― Miło cię znowu widzieć, Albusie ―
przywitała się.
― Ciebie także, Minerwo. Kolejny rok za nami
― stwierdził z uśmiechem na ustach.
― Och, tak… nawet nie wiem, kiedy on minął,
Albusie. Będzie mi brakować tych uczniów, którzy właśnie ukończyli Hogwart…
― Prawda, ten rocznik był naprawdę… ciekawy,
jeśli mogę o nim tak powiedzieć. ― Dumbledore uśmiechnął się wesoło, a iskierki
zatańczyły mu wesoło w oczach.
Weszli razem do pustego pokoju
nauczycielskiego.
― Nie będą mieli łatwo w najbliższej
przyszłości ― stwierdziła Minerwa, kiedy usiedli przy mahoniowym stole.
― Nie będą ― zgodził się Dumbledore. ― Już
dwójka z nich dołączyła do Zakonu Feniksa ― poinformował Minerwę. Kobieta
wydała się zdumiona tą informacją, ale nie potrzebowała słów Albusa, żeby
domyślić się, kim byli ci uczniowie.
― Ależ Albusie, przecież to dopiero…
― Wiem, Minerwo. Jednak moje ostatnie
argumenty zostały obalone, jakoby nie byli dorośli i nie skończyli Hogwartu.
Spodziewałem się tego ― stwierdził Dumbledore. ― Byłem pewny, że w kilka dni od
zakończenia tego roku szkolnego pojawią się u mnie.
Głupio brzmiały jego tłumaczenia. Gdyby
chciał, znalazłby jeszcze przynajmniej setkę dobrych argumentów, dlaczego Black
z Potterem nie powinni wstępować do Zakonu Feniksa.
― Mimo wszystko, Albusie, nie powinieneś im
na to pozwolić ― stwierdziła Minerwa.
― Próbowałem ― odpowiedział krótko. ― Wtedy
jednak próbowaliby działać na własną rękę, a to nie skończyłoby się dla nich
dobrze.
Nie próbował.
― Nigdy nie przyjmowałeś tak młodych ludzi
do Zakonu. Nie jestem pewna, czy to rozważne posunięcie.
― Cóż… obaj będą wyjątkiem. Nie mogłem ich
odprawić z kwitkiem.
― Mam nadzieję, że potraktują to poważnie ―
podsumowała McGonagall.
― Ja też, Minerwo. Ja też.
(― Avada
Kedavra! ― Lily i James nie mieli zginąć.)
(― Crucio!
― Frank i Alicja Longbottom mieli żyć.)
***
― Snape, Albusie? ― mówiła zszokowana
Minerwa. ― Nauczycielem?
― Tak, Minerwo.
― Przecież to śmierciożerca! Na Merlina,
Albusie!
― Wiem, Minerwo ― powiedział. ― Jednak
istnieją wyjątki.
Nie powinny istnieć, myśli Dumbledore, nie
od własnych reguł.
― To
nie jest dobry pomysł ― stwierdziła Minerwa.
Wiem, myślał Dumbledore, gdy wspominał tę
rozmowę.
Wiele osób twierdziło, że Dumbledore miał
wszystko idealnie zaplanowane. Nic bardziej mylnego. Zawsze dążył do tego, aby
cała wojna była kierowana jego planami ― przewidywał większość kroków
Voldemorta ― jednak nigdy nie udało mu się zaplanować tego, co będzie czuł (ani
uczuć innych). A Severus Snape stał się jedną z tych osób, której uczestnictwa
w wojnie nie dało się wcześniej zaplanować.
(― Severusie… błagam… ― Jego śmierć nie była
zaplanowana na ten moment ― przynajmniej nie na samym początku, chociaż nigdy
nie wątpił w to, że nie może przeżyć tej wojny.
― Avada
Kedavra! )
Albus Dumbledore nigdy w życiu nie był
niczego tak pewny, jak tego, że jego reguły są idealne. Nie istniały od nich dobre wyjątki.
――――――
* fragment książki Harry Potter i Insygnia Śmierci
autorstwa J.K. Rowling w tłumaczeniu Andrzej Polkowskiego, str. 369
** akurat ten fakt
jest niekanoniczny, jeśli bierzemy pod uwagę wypowiedzi JKR z wywiadów. Według
niej zginęli oni przez jakąś chorobę, kiedy byli już w podeszłym wieku.
Pozwoliłam sobie pominąć tę informację.
Dla mnie nie było dziwnie, dla mnie było... świetne, fantastyczne :) Choć nie przeczę - w Twojej karierze były lepsze miniaturki *ach, Ron z tym zwierzątkiem, nie pamiętam nazwy xD*
OdpowiedzUsuńPodobały mi się te rozmyślania Albusa.
"― Severusie… błagam… ― Jego śmierć nie była zaplanowana na ten moment ― przynajmniej nie na samym początku, chociaż nigdy nie wątpił w to, że nie może przeżyć tej wojny." - Według mnie te "Severusie, błagam" było "zabij mnie szybciej". Ja przynajmniej tak to zinterpretowałam :)
Tak sobie pomyślałam, że jeśli Lily i James nie przystąpili do Zakonu tak wcześniej, to może jednak... nie zginęliby... Jak myślisz?
Ach, miniaturka pokazuje, że Albus Dumbledore jest tylko człowiekiem i też robi błędy. Klikam "lubię to!".
Och, nie wiem co napisać dalej... Po prostu: liczę, że następna miniaturka pokaże się szybciej ;p
Weny i pozdrawiam! ;***
Niezrównoważona
[zaklinacze-dusz]
Też nie uważam, że to było dziwne. Raczej ciekawe i interesujące :) Bardzo mi się podobało. Takie przemyślenia Dumbledore'a, jego życie w pigułce. Pokazuje, że nawet najlepsi i najmądrzejsi popełniają błędy. Cóż z niecierpliwością czekam na następną notkę, obiecuję poprawę w komentowaniu, ale ostatnio byłam bardzo zajęta, uczyłam się do maturki itd. i dopiero teraz znalazłam czas, żeby nadrobić wszystko. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZmobilizowałam się, yeah :D!
OdpowiedzUsuń'Między prawdą a Bogiem' - jakie to piękne *.* Ta mała (albo nie było tam jej imienia, albo po prostu nie wyłapałam) świetna, przyszła do Hogwartu z nadzieją, że się czegoś nauczy (i pewnie by tak było, gdyby nie trafiła do Hogwartu akurat w tym roku), a tu się okazało, że to zupełnie inne miejsce, niż opowiadali jej rodzice... I to, że umarła... Bardzo ładne, choć nieco naiwne, w końcu powinna pójść z resztą, a nie iść prosto na pole walki. Jednak bardzo mi się to podobało, duży plus, szczególnie, że to chyba był twój debiut.
'To daje nadzieję' - mój Neville, aaaaaaa! To mi się podoba jeszcze bardziej niż pierwsza, po prostu... Brak mi słów. Świetnie opisany Hogwart od tej drugiej strony, tej, kiedy nie było w nim Harry'ego. To jest takie... Prawdziwe. Podoba mi się to, że opisujesz emocje, a nie wygląd pomieszczenia, w twoich miniaturkach to bardzo na plus jest.
'A światło nie zawsze pomagało' - tym razem mój Syriuszek, znowu aaaaaaaa <3! Początek genialny, w tym dormitorium i potem przy kominku z Jamesem. Końcówka smutniejsza. Ale wszystko przedstawione tak po syriuszowatemu, a to mi się bardzo podoba.
'Na zawsze w duecie' - jeny, kolejne cudo. George załamany po śmierci brata - uwielbiam takie rzeczy. Może nieco za szybko się otrząsnął, kilka słów Ginny i już... Ale te słowa były też takie pokrzepiające i dla niego na pewno dużo znaczyły, więc...
'Kilka drobnostek o lęku i strachu' - na początku to, że bohaterem jest Cedrik mnie odrzuciło, jakoś nigdy go nie lubiłam... Ale przeczytałam i nie żałuję. Nigdy nie zwróciłam na niego większej uwagi, ale twoje wyobrażenie o nim bardzo przypadło mi do gustu. Świetnie opisane to, co działo się w jego głowie...
'O mrozie, nadziei i złamanej różdżce' - nie czytałam tego, już lecę nadrabiać! Okeej, już! Jeny, jak Harry myślał, że Hermiona go zostawiła, cudowne <3 Tak jakoś aż mi się smutno zrobiło. I potem ta skromna Wigilia, i śpiewanie kolęd...
'Dzieciak z blizną w kształcie błyskawicy' - ciekawe, te rozmowy w gabinecie Dumbledore'a i odniesienie Harry'ego do Dursley'ów... Naprawę fajnie napisane, tyle, że dla mnie to żadna alternatywa. Znaczy, owszem, miał być to rozdział, który będzie pasować do reszty części, ale jednak... To się nie powinno nazywać alternatywą w takim razie, albo... Nie wiem, jako alternatywa mi to po prostu nie leży.
'Czarodziej i zwierzak: to nie może się udać' - Ron, genialny Ron ze swoim nowym przyjacielem, czego chcieć więcej :D? Świetne, optymistyczne, no i co tu dużo gadać - jedna z najlepszych twoich miniaturek.
'Wyjątki od reguły' - czyli mylący się Dumbledore. I dobrze, każdy jest człowiekiem. A forma ciekawa ;)
'Pozostać Huncwotem' - podoba mi się forma, podoba mi się pomysł... I druga część równie świetna, co pierwsza.
''(...) Lily i James nie mieli zginąć.
OdpowiedzUsuń(...) Frank i Alicja Longbottom nie mieli zostać pozbawieni zmysłów (...)''
Dziwne? Mi sie podobalo ;) Najbardziej te przemyslenia (?) Dumbledora, a w szczegolnosci ten fragment.
Ta miniaturka tak jak wiele innych ff pokazuje, ze jest on tylko starym czlowiekiem, ktory coraz czesciej sie myli. Moze z tego powodu go nie lubie x)
Ale lubie twoj styl i pomysly i lubie czytac twoje miniaturki, chociaz dawno tego nie robilam (przepraszam za to :) i dawno nie komentowalam (za to tez ;).
Pozdrawiam, zycze weny i duzo czasu na nastepne notki
(to ja) Domi xd
PS. Jesli ktos tu pisze chaotycznie to jestem to ja :D
Wow na prawdę wielkie WOW, jestem pod ogromnym wrażeniem. Jedyny tak oryginalny i zaskakujący blog. To co piszesz jest idealnym uzupełnieniem oryginału. Jakiś czas temu zostawiłaś spam u mnie więc wpadałam i chyba dzięki tobię będę doceniać spam. Najlepsze trzy pierwsze historie. Zdecydowanie moja ulubiona to ta z Fredem ;)(az sie popłakałam, swoją drogą świetnie idzie ci manipulacja emocjami czytelnika:))
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że nie obrazisz się za dodanie do linków. Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny, a w chwili czasu zapraszam sladem-snu.blogspot.com
Nie spodziewałam się tak dobrej miniaturki. Lubię tę ludzką naturę Albusa, trochę plam na jego śnieżnobiałym wizerunku. Mimo tak rozbudowanego wątku Dumbledore'a w Insygniach, w wielu opowiadaniach wciąż jawi się jako ten kosmicznie mądry i dobry człowiek, Yoda światka potterowskiego. Dlatego lubię poczytać o trochę innym Albusie. Zabieram się za resztę :)
OdpowiedzUsuń