Niewinny


Tę miniaturkę można uznać jako kontynuację poprzedniego tekstu, "Pozostać Huncwotem". 

CZĘŚĆ PIERWSZA: "POZOSTAĆ HUNCWOTEM"
CZĘŚĆ DRUGA: "NIEWINNY"

Miniaturkę można czytać bez znajomości poprzedniej, wystarczy znać kanon.
WERSJA ZMIENIONA 26 PAŹDZIERNIKA 2012









Tekst dla Rockowej_Pumci
Rzuciłaś pomysłem, ja go zrealizowałam,
chociaż wiem, że Twoje wyobrażenie Syriusza jest całkowicie inne.



"Niewinny"







   Syriusz idzie trzymany przez dwóch aurorów. Uśmiecha się szaleńczo, jakby był bardzo uradowany.
   – Syriuszu Black – zaczyna auror, który trzyma go z prawej strony – jesteś oskarżony o aktywne śmierciożerstwo, morderstwo dwunastu mugoli oraz Petera Pettigrew. – Na twarzy Syriusza pojawia się obrzydzenie. Aurorzy nie dostrzegają tego.
   – Za kilka godzin zostaniesz zesłany do Azkabanu na okres dożywocia. – Auror mówi to głośno i wyraźnie. Syriusz bardzo dobrze wie, że teraz powinien zostać zapytany, czy zgadza się z postawionymi mu zarzutami, jednak aurorzy tego nie robią.
   Idą przez zaciemniony korytarz w piwnicach Ministerstwa Magii. W pobliżu są drzwi do Departamentu Tajemnic, Syriusz miał okazję kiedyś tam być, raz, może dwa.
   Przez chwilę wydaje mu się, że zabierają go do którejś z sal rozpraw, do których prowadzi większość drzwi przy korytarzu. Myli się. Wchodzą do następnych drzwi, za którymi jest długi korytarz z szerokimi kratami zamiast drzwi.
   Areszt aurorski – szybko to sobie uświadamia.
   Na chwilę odwraca się do tyłu, aby rozejrzeć się po sterylnie czystym pomieszczeniu. Aurorzy reagują gwałtownie ciągnąc go w stronę celi. Kiedy wprowadzali go do środka, Syriusz zobaczył kroczącego w ich stronę Alastora Moody’ego. Uśmiech znika mu z twarzy. Patrzy z szokiem – i błaganiem – w oczach na starego aurora. Moody za to spogląda na niego jak na jakiegoś wyjątkowo obrzydliwego karalucha. Podchodzi bliżej, wydając głuchy odgłos przy każdym uderzeniu drewnianej nogi o podłogę.
   – Black – warczy.
   – Moody… – Syriusz mówi cicho, jednak z lekkim drżeniem w głosie.
   Lubi Moody’ego, musi to przyznać. Może i jest ostry, ale jednak… po prostu go lubi, chociaż tamten nigdy nie czuł do niego sympatii. Syriusz to wie, a mimo wszystko chce się przed nim wytłumaczyć…
   Po chwili jednak rezygnuje z tłumaczenia się, na jego ustach znowu pojawia się uśmiech, a w oczach błyszczą iskierki szaleństwa. Moody mu nie uwierzy; nie musi się tłumaczyć, to nic nie zmieni.
   – Wiesz co, Black? – Moody spogląda na niego przymrużonymi oczami.
   – Nigdy mi nie ufałeś, co, Moody? – Syriusz mówi to już pewniejszym głosem. – Nigdy! – Syriusz śmieje się gorzko z tego, co właśnie sobie uświadomia.
   – Syriusz Black… jeden z niewielu nawróconych z tego czarno magicznego rodu… a jednak, wszystko pozostaje w rodzinie – mówi głośno i dobitnie, a Syriusz się wścieka. Nawet nie zauważa, kiedy wstaje i szybkim ruchem podbiega do krat łapiąc za nie i próbując je wyrwać, chociaż wie, że to mu się nie uda. Szarpie je, a Moody tylko uśmiecha się w ten swój paskudny sposób. W końcu auror zaczyna odchodzić, kiedy Syriusz jeszcze mocniej szarpie za kraty. Gdy Moody jest już przy drzwiach, tamten zaczyna wrzeszczeć w szaleńczy sposób.
   – Nigdy mi nie ufałeś! Nigdy, nigdy mi nie zaufałeś!!! NIGDY!!!
   Moody zamyka drzwi za sobą, a Syriusz jeszcze długo szarpie metalowe pręty i wrzeszczy. Robi to bardzo długo, kiedy w końcu upada na kolana, dalej wolno poruszając kratami do przodu i do tyłu, mamrocząc coś pod nosem. Po chwili leży już na ziemi całym ciałem dalej szepcąc swoją mantrę.
   Jakiś czas później – Syriusz nie wie, ile godzin minęło – przychodzą aurorzy. Jest ich trzech, chociaż Syriusz podejrzewa, że niedługo więcej ich dołączy. Dwóch nieznajomych mu ludzi trzyma go za ramiona, jednak on sam chyba nawet nie ma ochoty się wyrywać. Chociaż… czemu nie? Uśmiecha się, chociaż nie wie, że ten uśmiech przeraża innych. Szarpie najpierw lewym ramieniem, jakby chciał się wyswobodzić. Potem prawym, a aurorzy szybko reagują mocniej ściskając jego ramiona. Syriusz myśli, że to zagranie było głupie z jego strony, skoro nawet nie chciał uciekać. Jedyne, co zyskuje, to mniej swobody.
   Idą coraz szybciej do przodu. Gdy mają wchodzić do windy, aurorzy rzucają na niego czar, który wiąże mu ręce. W środku jest naprawdę duszno, a przesyłki wewnętrzne fruwające po windzie naprawdę irytują. Wydaje się, że winda porusza się przez wieczność.
   Jadą w górę, na drugie piętro, gdzie znajduje się Kwatera Główna Aurorów. Gdy wychodzą na korytarz, z naprzeciwka podchodzi do nich pięciu aurorów.
   – Mereth, szef cię wzywa – odzywa się jeden z mężczyzn, a Syriusz rozpoznaje w nim zastępcę szefa aurorów. Auror, który trzymał go do tej pory za lewe ramię odchodzi od niego. – Longbottom, złap go, tylko masz go mocno trzymać.
   Dopiero teraz Syriusz dostrzega Franka Longbottoma, na którego widok gula staje mu w gardle. Auror łapie go bez słowa i idzie do przodu. Dochodzą do czegoś, co wygląda jak poczekalnia. Stoi w niej kilka ławek, a na prawej i na lewej ścianie jest po parze drzwi.
   – Poczekajcie tu – warczy zastępca szefa aurorów. – Zaraz wezmę zezwolenie na wysłanie go do Azkabanu. – Znika w pokoju po prawej stronie.
   Aurorzy jakby lekko rozluźniają uścisk.
   – Frank… – mówi cichutko Syriusz. – Ja…
   – Nie utrudniaj mi tego, Syriuszu – odszeptuje mu Longbottom.
   – Ja tego nie zrobiłem, Frank, uwierz mi, uwierz… – Syriusz szepcze na tyle cicho, aby auror obok niego nie usłyszał, jednak Frank doskonale go rozumie.
   – Nie – mówi stanowczo. – Proszę, nie utrudniaj mi pracy…
   Syriusz więcej nic nie mówi, tylko stoi już nie robiąc żadnych głupot typu symulowania ucieczki. Myśli, że Frank mógłby go potraktować gorzej. Przecież on uważa, że Syriusz zdradził. Mógł postąpić, jak Moody, wykpić jego gryfoństwo, oskarżać go o zabójstwo Jamesa i Lily… Frank tego nie robi, chociaż Syriusz nie wie, dlaczego.
   Po chwili zastępca wychodzi z pokoju i mówi:
   – Mam już to zezwolenie, możemy się teleportować. – Zastępca szefa patrzy na Longbottoma, który ma taką minę, jakby nie wiedział, co zrobić. – Longbottom, tylko mocno go trzymaj. Nie chcę, aby wylądował dwieście mil od nas. Zrozumiałeś?
   – Tak – odpowiada Frank i trochę mocniej ściska Syriusza.
   – Skup się, Black – mówi głośno zastępca szefa. – Nikt się nie będzie martwił, jeśli się rozszczepisz, a nawet jeden kłopot z głowy mniej.
   Syriusz patrzy na niego pustym wzrokiem i tępo kiwa głową.
  
   Głuchy trzask.

   Wzburzona woda. Fale. Wyspa.

   Azkaban.

***

   Azkaban jest wielką twierdzą uznawaną za nie do zdobycia. Syriusz wcale nie dziwi się temu określeniu – ogromny budynek z szarej cegły przeraża sam w sobie. Kiedy przechodzą przez wielką, stalową bramę, obwiewa ich zimny powiew.
   Syriusz w swoim życiu miał niewiele razy do czynienia z dementorami, jednak każde spotkanie z nimi wspomina z niechęcią. Ich nienaturalnie długie sylwetki i ukryta twarz przerażają ludzi, którzy się czują, jakby już nigdy nie mieli być szczęśliwi.
   Od wejścia do środka towarzyszy mu trójka dementorów. Syriusz nie jest zbytnio szczęśliwy z tego powodu – dosyć szybko uświadamia sobie, że będą mu one towarzyszyć do końca jego dni. I jak z bicza nagle spada na niego świadomość, że właśnie skończyło się jego życie. Został skazany na dożywocie bez możliwości zwolnienia. To koniec, po prostu… koniec.
   Przechodzą do zaciemnionego pomieszczenia, w którym za biurkiem siedzi jakiś mały, gruby człowiek. Wygląda na przynajmniej czterdzieści lat. Prowadzą go do samego biurka, gdzie mężczyzna podaje mu zza biurka kartkę. Uwalniają mu ręce i podają pióro z kałamarzem. Syriusz czyta początek dokumentu. „Ja, Syriusz Black, w pełni świadomy, zdrowy na ciele i na umyśle, potwierdzam umieszczenie mnie w Azkabanie…”. Syriusz podpisuje się szybko, a po chwili urzędnik przykłada czubek różdżki do jego wskazującego palca i nacina mu skórę. Przytyka palec Syriusza do papieru i pozwala mu odejść. Aurorzy znowu łapią go pod ramię i wyprowadzają z pomieszczenia. Długo idą przez kilkanaście korytarzy i przechodzą z piętra na piętro. W końcu wtrącają go do celi niemal na końcu korytarza. Krata się zamyka.
   Frank spogląda mu w oczy tylko raz, a w jego wzroku dostrzega… zawód? Tak, to chyba jest to. I Syriusz wie, że chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak podle, jak wtedy.
   Część aurorów teleportuje się, część odchodzi, a on zostaje.
   A duchy przeszłości razem z nim.

***

   Mija pierwszy dzień, jedyny dzień w jego życiu, który aż tak bardzo się dłuży. Leży na swojej pryczy, a wzrok utkwił w betonowym suficie.
   – Zabiłeś ich! – mówi jakiś głos, jednak Syriusz nie wie, do kogo należy. Przy jego celi kłębi się wiele dementorów.
   Syriusz nie wierzy.
   – Jestem niewinny… – szepcze w ciemność.
   Wydaje mu się, jakby w rogu celi stał James obejmujący Lily ramieniem.
   – Jestem niewinny, James – mówi, jakby prosząc o wybaczenie.
   James uśmiecha się przepraszająco i jeszcze bardziej przyciąga Lily do siebie. A Syriusz leży i patrzy na nich pustym wzrokiem.

***

   Nie wie, ile czasu minęło od pierwszego dnia w Azkabanie. Nigdzie nie ma okien, przez co ciągle w pomieszczeniu panuje ciemność. W żaden sposób nie może policzyć dni, które minęły, a może to są miesiące?
   James wraz z Lily często pojawiają się niemal codziennie w kącie celi i obejmują się ramieniem, a uśmiech Jima mówi mu: nic na to nie poradzę.
   – Dlaczego to zrobiłeś? – pyta się Lunatyk, który podchodzi do niego z wyciągniętą ręką.
   James i Lily znikają.
   – Zdradziłeś ich – mówi Remus i zabiera wyciągniętą ręką.
   Syriusz nie wierzy.
   – Nie zdradziłem – przeczy głośno.
   Remus nie odpowiada, jednak zostaje. Stoi w innym miejscu, niż James z Lily, którzy nie wracają. Spogląda tylko smutno na niego. Syriusz budzi się krzycząc głośno.
   – Nie zrobiłem tego – skamle do siebie. – Nie zrobiłem, nie zrobiłem…
   Dementorzy unoszą się przy jego celi. Wydaje mu się, że jest tam o wiele zimniej, niż wcześniej. Jedyną rzeczą, którą może się przykryć, jest stary, podarty koc. Narzuca go na siebie, jednak nieprzyjemny chłód nadal go nie opuszcza.
   – Zabiłeś… – szepcze głos.
   Nie wierzy mu.
   – Nie! – krzyczy rozpaczliwie rzucając się na pryczy.
   Kiedy pewnego dnia Syriusz budzi się ze snu, widzi Bellatriks Lestrange prowadzoną przy jego celi. Syriusz podchodzi do krat i spogląda na nią tępo, ona zaś śmieje się perliście. Gdy się oddala słychać, jak krzyczy, że Czarny Pan ją uratuje.
   Siada w kącie i podciąga nogi pod brodę. I patrzy.
   Wzrok zachodzi mu mgłą, oczy robią się wielkie, jakby niewidzące. Ale Syriusz dalej widzi – na środku jego celi pojawia się jeleń.
   To Rogacz, myśli.
   Obok pojawia się kudłaty pies, a zaraz zanim chudy wilkołak. Może i Syriuszowi tylko się wydaje, a może nie, jednak widzi szczura siedzącego na jeleniu.
   Przez jeden, krótki moment ma ochotę się na niego rzucić, rozszarpać na strzępy, jednak i to mija. Wpatruje się w cztery srebrzyste postaci zwierząt stojące na środku pomieszczenia.
   I tym razem głos powtarza mu cicho w głowie:
   – Zabiłeś ich.
   A Syriusz odpowiada:
   – To było tak, jakbym ich zabił…
   I wierzy w to, wierzy, że zniszczył wszystko.

***

   Gdy wraz z wizytą kontrolną do Azkabanu po raz pierwszy od jego wtrącenia przybywa obecna minister magii, Syriusz niemal nie zwraca na to uwagi. Siedzi na ziemi kołysząc się w tą i z powrotem. Mówi coś do siebie, chociaż nie rozróżnia słów.
   – Syriusz Black – słyszy poważny głos, choć ledwo dochodzi on do niego przez warstwę srebrzystej poświaty wytwarzającej w jego głowie wiele postaci. – Wtrącony do Azkabanu w 1981 roku.
   Wtedy nie mówi nic – patrzy tylko na kratę i nie wie, co się dzieje. Wydaje mu się, że minęły lata od tego dnia, kiedy mówił Frankowi, że jest niewinny…
   Niewinny? – dziwi się w myślach i nie wierzy, że tak jest. Winny…
   I tym razem pojawiają się przed nimi postaci czwórki zwierząt, pies gania swój ogon, jeleń leży unosząc dumnie głowę, wilkołak siedzi na ziemi patrząc przeszywająco na Syriusza. A szczur znowu bezkarnie chodzi sobie po grzbiecie jelenia.
   Syriusz chce, żeby było, jak dawniej, a po chwili zdaje sobie sprawę, że nie pamięta, co było dawniej.
   Minister magii pojawia się po raz kolejny i następny, i jeszcze następny. Syriusz nie wie, która to jest jej wizyta od czasu umieszczenia go w Azkabanie. Kiedy na nim kończy się obchód więzienia, słyszy, jak kobieta mruczy sobie cicho pod nosem datę, którą zapisuje na dokumentach:
   – Dwunasty lipca 1986 roku…
   Zamyka oczy.
   Syriusz Black, wtrącony do Azkabanu w 1981 roku za aktywne śmierciożerstwo oraz morderstwo tuzina mugoli i jednego czarodzieja. – Te słowa obijają mu się po czaszce. Śmierciożerca… morderstwo…
   Do głowy wpada mu moment, kiedy spogląda na martwe ciało Jamesa, po chwili już widzi przed oczyma Petera Pettigrew na ulicy pełnej mugoli. ZDRADZIŁEŚ LILY I JAMESA!, krzyczy. Wybuch i aurorzy, i śmiech, gromki śmiech szaleńcy…
   Niewinny…
   – Jestem niewinny… – mówi po raz pierwszy od kilku lat. – Niewinny…
   To nie jest szczęśliwa myśl. Mimo swojej niewinności dalej pozostaje tam, w Azkabanie… Ale… jest niewinny.

***

   Pewnego razu do Azkabanu przybywa nowy minister magii, Knot. Syriusz przez chwilę myśli nad tym, że zapewne najpierw złożono propozycję Dumbledore’owi, zaś gdy tamten się nie zgodził, ministrem został ten mężczyzna. Coś mówiło mu to nazwisko, jednak nie pamiętał, co. Prawdopodobnie był on jakimś urzędnikiem w ministerstwie.
   Widzi go tylko przez chwilę, znowu słyszy niesłuszne oskarżenia na swój temat, w które nauczył się nie wierzyć.
   – Jestem niewinny… – szepcze siedząc na pryczy. – Słyszysz, Knot? – mówi do siebie. – Niewinny.
   Innego razu, kiedy Knot znowu przybywa, prycha tylko cicho i dalej nie wierzy w to, co mówią. Przecież jest niewinny, prawda?

***

    Knot pojawia się po raz trzeci. Syriusz stoi przy kracie. Minister tylko słucha, jak jego podwładny informuje go kto i za co został umieszczony w Azkabanie.
   – Knot – mówi Syriusz kiwając głową, kiedy dostrzega Proroka Codziennego w drugiej ręce Knota. – Przeczytał pan już tę gazetę? – pyta.
   Knot spogląda na niego zdziwiony.
   – Mógłbym ją wziąć? Rozwiążę sobie krzyżówkę…
   – Już, proszę – Knot podaje mu przez kraty gazetę i odchodzi szybkim krokiem. Na początek Syriusz trzyma ją w zdziwieniu, jest to pierwsza rzecz z zewnątrz, którą ma w dłoni od wielu lat. W końcu siada na pryczy i powoli zaczyna ją czytać. Widniejąca na niej data mówi, że jest lipiec 1993 roku. Syriuszowi skręca się w żołądku na myśl, że już dwanaście lat siedzi w tym nędznym padole.
   Na pierwszej stronie była jakaś informacja o Crouchu – Syriusz dobrze go pamięta, między innymi dzięki niemu został zesłany do Azkabanu bez rozprawy. Na kolejnych stronach były informacje o nowo przyjętym na jakieś stanowisko w Ministerstwie Jasonie Brackleyu, psujących się kociołkach, rodzinie Weasleyów wygrywającej główną nagrodę w loterii Proroka. Przygląda się zdjęciu – po środku stoją rodzice tej wielodzietnej rodziny, Artur i Molly Weasley. Syriusz pamięta, że miał okazję ich spotkać kilka razy, wtedy nie było jeszcze najmłodszej dwójki dzieci. Na fotografii szuka Charliego Weasleya – pamięta, jak bardzo polubił tego chłopca, kiedy miał okazję być w ich domu. Tamten także wydawał się go lubić – miał wtedy jakieś sześć, siedem lat – i z zachwytem na twarzy wsłuchiwał się w jego opowiadania, czy to o szkole, czy przyjaciołach Syriusza, czy też latającym motorze. Znajduje go – teraz jest już dorosłym mężczyzną.
   Na zdjęciu są tylko dwie kobiety – jedną z nich jest matka Weasleyów, a druga to zapewne najmłodsza córka. Obok dziewczynki widzi chłopca, którego nie pamięta – trzyma on na rękach szczura, małego, szarego i… znajomego. Przygląda się szczurowi na zdjęciu i widzi – zwierzęciu brakuje jednego pazura.
   Wywołuje to w nim wiele uczuć – od niedowierzania i szoku, po wściekłość, na euforii kończąc. Nie wie, co zrobić – patrzy na gazetę, ruchome zdjęcie, po chwili na ścianę i na dementorów pod celą – jest ich trochę mniej. I po raz pierwszy od dwunastu lat czuje, że może coś zrobić. Waha się przez krótki moment. Wtedy pierwszy raz pojawia się tylko James i uśmiechając się kiwa mu głową z przyzwoleniem. Syriusz już wie, co zrobić. Przemienia się w psa i nie wierząc, że mu się to udaje, przeciska się przez kraty mijając dementorów o pół stopy i rusza korytarzem w przód. Szybko biegnie w postaci psa na najniższe piętro, z którego przez wnękę okienną wyskakuje na kamienistą plażę. Biegnie w stronę wody i dokładniej nie rozumiejąc, co robi, rzuca się w wodę. Przez pierwszą chwilę nie czuje nic. Kilka sekund później już nie jest tak dobrze – zimna woda oszałamia go i czuje, jakby setki lodowatych sztyletów wbijało mu się w jego psie ciało. Dopiero po jakimś czasie i to uczucie mija, jego kończyny już nie są zdrętwiałe i może płynąć. Więc płynie. Płynie i płynie, nie wie, ile mija czasu. Kiedy dopływa do jakiegoś brzegu i wręcz rzuca się na plażę, nie wierzy w to, co zrobił. Najzwyczajniej w świecie przepłynął Morze Północne wpław. W ciągu najbliższych godzin będzie najbardziej poszukiwanym czarodziejem w kraju. Cieszy się, że nigdy nie zarejestrował swojej formy animagicznej – jest to chyba jego jedyna przewaga. Chociaż jest też możliwość, że mogli sobie pomyśleć, że się utopił – w końcu morze otaczające Azkaban nie jest takie małe.
   Syriusz w końcu z uśmiechem na twarzy usypia – po raz pierwszy od dwunastu lat może to zrobić z dala od dementorów, więziennego zimna i strachu.

***

   Mija niewiele dni, kiedy dociera do Little Whinging w Surrey. Jest pewny, że to tam został umieszczony Harry po śmierci Lily i Jamesa. Kiedyś tam był – nie pamiętał dokładnie, z jakiego powodu, jednak nie wspominał tej wizyty zbyt miło. Petunia Evans była zdecydowanie zbyt mugolska.
   Mija jakiś śmietnik, gdzie nadal pod postacią psa poszukuje jedzenia. Znalazł jakieś na wpół zjedzone jabłko i ledwo nadjedzonych kanapek. Przez chwile czuje obrzydzenie do tego, co robi, jednak i to mija, kiedy pierwsze kęsy pożywienia przechodzą przez jego przełyk. Później chowa się w krzakach pomiędzy jakimś domem i garażem. Nie pamięta, na jakiej ulicy mieszkała Petunia, o numerze domu nie wspominając. Postanawia, że jutro rozpocznie dogłębne poszukiwania.
   Tak ciągle leży, kiedy nagle zdaje mu się, że widzi Jamesa – jednak nie tego z Azkabanu tworzącego białą poświatę, ale żywego, z krwi i kości. Ciągnie za sobą kufer, do którego przyczepiona jest miotła, a w ręce trzyma różdżkę. Harry. Chłopak zauważa Syriusza i przez jedną, krótką chwilę patrzy mu prosto w oczy. Już z tej odległości potrafi rozpoznać, że nie odziedziczył oczu po Jamesie – mają inny kształt, inaczej na niego zerkają.
   Jego chrześniak żyje, a to daje Syriuszowi wiarę, że kiedyś wszystko będzie dobrze.





Komentarze

  1. O matko. To jest piękne. No inaczej się tego nazwać nie da... Syriusz jest moją drugą ulubioną postacią i zawsze płaczę gdziekolwiek przeczytam choćby krótki opis jego śmierci. A całość? To najsmutniejsza wersja historii Huncwotów jaką kiedykolwiek przeczytałam, ale chyba i jedna z najlepszych.
    pozdrawiam, Domi

    OdpowiedzUsuń
  2. Buu... Końcówki nie lubię, ale tylko dlatego, że Syriusz umiera. Nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią! Tekst bardzo dobry, choć jednocześnie bardzo smutny. Tylko ta końcówka... Agh! Przedostatni fragment wywołał lekki uśmiech na mojej twarzy, chociaż wiem, jak to wszystko się kończy.
    Lata w Azkabanie opisane tak, jak powinny być. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
    Dziękuję za dedykację ;*
    Dużo weny :)
    bitwa-mysli

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak Rockowa, też nie lubię końcówki z takiego samego powodu. Naprawdę wolę już, żeby pani Rowling uśmierciła Artura, niż Łapę, no ale w końcu to jej dzieło... Z resztą wszystkie Twe miniaturki - tak jak blogi Rockowej - wywołują u mnie łzy. Nie każdy umie coś takiego pisać, ale Ty naprawdę dobrze umiesz to wyrazić.
    Opisy Syriusza w Azkabanie po prostu świetne. Nic dodać nic ująć.
    W przedostatnim fragmencie zrobiło mi się ciepło na sercu. Wszystkie wątki Syriusza z Harrym strasznie mi się podobają, po prostu kocham Łapę. Tylko ta końcówka... Nie to że zła, ale Łapa nie żyje ;_;
    Ale miniaturka świetna. Ja naprawdę nie rozumiem dlaczego jest tak mało komentarzy. Przecież piszesz o niebo lepiej ode mnie...
    Weny dużo życzę, na pewno się przyda :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, co powiedzieć. TO jest naprawdę świetne. Przeczytałam wszystkie Twoje miniaturki i są niesamowite. Wyciskają łzy. Zwłaszcza te o Huncwotach. Choć tamto o Georgu po śmierci Freda... Szacun. Niełatwo zmusić mnie do płaczu. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz! Dobrze jest czasem odskoczyć od szarej rzeczywistości i poczytać takie opowiadania, jak Twoje. A wiesz, co najbardziej mi się podoba? W swoich miniaturkach skupiasz się na wątkach, które najbardziej mnie poruszają.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny :)

    PS: Informuj mnie o nowych notkach na kronika-huncwotow.blogspot.com. Jakbyś miała czas i ochotę to oczywiście zapraszam również do przeczytania mojego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znowu nie wiem co powiedzieć. Syriusz, kochany Syriusz, jak Rowling mogła go zabić, no jak? Powiem tylko, że to jest totalne chamstwo, nie wiem jak można to inaczej nazwać. Został wrobiony w coś czego nie zrobił, został zesłany za to do Azkabanu, najgorszego więzienia dla czarodziejów, stracił wszystkich i ona jeszcze po bodajże dwóch latach go zabiła.
    Zawsze robi mi się smutno jak czytam takie sceny, a ty jeszcze przedstawiłaś tą historię w tak emocjonalny sposób. Nie wiem, aż co powiedzieć.
    Pozdrawiam
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Wywiad z p. Janem Potykowskim