Pozostać Huncwotem


Data pierwszej publikacji: 9 sierpnia 2012



Witam serdecznie. Ostatnio zgłosiłam się do ocenialni, gdzie powiedziano mi, że poprzedni tekst był trochę krótki. Tak więc to troszeczkę poruszyło moje ego i stwierdziłam w duchu, że następny post nie będzie taki krótki. No i krótki (choć przerażająco długi też nie jest, kiedyś pisałam rozdziały na pięć tysięcy słów) nie jest. Napisałam go w trzy dni, to chyba szczyt moich możliwości. Łączny czas pisania i poprawiania wynosi 13 godzin i 45 minut.
Wracamy do czasów Huncwotów, na co wskazuje sam tytuł. Akcja dzieje się po szkole. Na celu miałam ukazanie, jak z czasem zmieniało się podejście Huncwotów do wojny – czy mi się udało, to oceńcie sami. Lubię ten tekst, więc mam nadzieję, że i Wam się spodoba.
Znowu pobawiłam się formą - bylebym nie przecholowała, ale myślę, że wyszło znośnie :-)
Malutki spoiler: Tak, miniaturkę od początku pisałam jako streszczenie życia Huncwotów. Dopatrzono się u mnie braku kanoniczności co do Barty'ego Croucha Juniora, więc uznajcie to za zwykłe AU.


CZĘŚĆ PIERWSZA: "POZOSTAĆ HUNCWOTEM"
CZĘŚĆ DRUGA: "NIEWINNY"



Tekst w całości dedykuję oNyks 


- za Lisbeth, Remusa, Syriusza i Jamesa. 

Mam nadzieję, że moja kreacja Huncwotów także przypadnie Ci do gustu.



"Pozostać Huncwotem"




   (James, Syriusz, Remus i Peter kończą szkołę i zaczynają inne życie.)

1.

   Profesor McGonagall spoglądała na uczniów kroczących w stronę stacji Hogsmeade.  Już pogodziła się z tym, że każdego roku będzie musiała żegnać się ze swoimi wychowankami. Każdego roku Hogwart kończyli kolejni siódmoklasiści, a ona nie mogła nic na to poradzić.
   – Zabiję cię, Syriusz, jeśli spóźnimy się na pociąg! To, że spóźnisz się na niego, nie oznacza, że będziesz mógł zostać w Hogwarcie. – McGonagall od razu rozpoznała głos Remusa Lupina. Nauczyciele zawsze nazywali go sumieniem Huncwotów; często powstrzymywał ich przed wieloma głupotami.
   – A ty, Lunatyk, tylko marudzisz, przecież wcale nie musiałeś z nami iść. – Ton Syriusza nie wskazywał na to, że pozwoliłby Lupinowi z nimi nie iść. – O, pani profesor! – zawołał Black z wesołym uśmiechem na ustach, gdy dostrzegł nauczycielkę. McGonagall spięła usta w malutki dzióbeczek, chociaż w duchu uśmiechała się na widok tych chłopaków.
   – A wy, chłopcy, co tu robicie? – zapytała. – Już, idźcie szybko do Hogsmeade, może jeszcze zdążycie na pociąg!
   – Och, pani profesor, musieliśmy należycie pożegnać się z Hogwartem. – Tym razem to James Potter jej odpowiedział, a gdy zobaczyła, jak twarz mu drga w powstrzymywanym śmiechu wiedziała, że to należycie na pewno nie będzie niczym dobrym. Teraz jednak nie zamierzała sobie zaprzątać tym głowy. – W końcu już tu raczej nie wrócimy… No, chyba że Remus weźmie się za nauczycielstwo, ale to nie będzie już to samo…
   McGonagall musiała przyznać, że Lupin jako jedyny z tej czwórki sprawiał wrażenie kogoś nadającego się na nauczyciela.
   – No dobrze, idźcie już, bo nie mam zamiaru pomagać waszej czwórce wracać do domu.
   – Dobrze, pani profesor – odpowiedział jej Pettigrew. – Już idziemy, Lun… Remus nie dałby nam się spóźnić na pociąg.
   Cała czwórka ruszyła do przodu w stronę stacji w Hogsmeade.
   – Będziemy za panią tęsknić, pani profesor – krzyknął jeszcze Black, a McGonagall musiała sama przed sobą przyznać, że ona również będzie tęsknić. Ta czwórka chłopaków jak nikt inny wprowadzali trochę światła w te ponure czasy.         

***

   (O Zakonie Feniksa dowiadują się trzy dni po ukończeniu szkoły. Dołączają do niego raptem trzynaście dni później. Są młodzi i chcą walczyć.)

2.

   – Syriusz, wcale nie musisz się stąd wyprowadzać – protestował James, kiedy Syriusz rozpoczął temat kupienia własnego mieszkania.
   – James – zaczął Syriusz z dziwnym uśmiechem na twarzy. – Myślisz, że jak długo twoi rodzice będą mnie utrzymywać? Jestem już dorosły od ponad roku, powinienem sam na siebie pracować.
   – Ale dla nich to żaden problem…
   – James – naprawdę dzięki, że chcesz mi tak długo pomagać, ale ty nawet nie wiesz, jak ja głupio się czuję, kiedy to twoi rodzice muszą na mnie pracować. Wujek Alphard zostawił mi w spadku niezłą sumkę, nawiasem mówiąc moja kochana rodzinka go z tego powodu wydziedziczyła…
   – Jak chcesz. Ale musisz przyrzec, że to nie przeszkodzi dalej się nam przyjaźnić.
   Syriusz spojrzał na Jamesa z politowaniem.
   – Jim, czy ty naprawdę myślisz, że moja wyprowadzka coś zmieni? Nie ma mowy, nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Dalej nie przestaję być Łapą, a ty Rogaczem. Po prostu już nie będziemy mieszkać razem, co przez obcych mogłoby być różnie odebrane…
   – Fuj! – oburzył się James. – Nie wierzę, że mogłeś to zasugerować! – Jeszcze przez chwilę udawał obrzydzenie, a potem się roześmiał. – To chyba nie była żadna sugestia, co? – Przestraszył się na żarty.
   – James, tobie chyba na łeb padło po skończeniu Hogwartu, wiesz? – stwierdził Syriusz ironicznie, a po chwili obaj wesoło się śmiali.
   – Może trochę. Ale teraz, skoro już podjąłeś taką decyzję, to sam idź powiedzieć to mojej matce.
   – Myślisz, że będzie tak źle? Przecież nie jest nikim z rodziny, ani nic…
   – Tak, tak, gdybyś to powiedział mojej matce, to już byś gryzł ziemię. Wiesz przecież, że traktują cię jak syna. Mają tylko mnie, a wiem, że zawsze chcieli mieć więcej dzieci…
   – Może… dobra, nieważne. Jakoś będą musieli to przeżyć. Myślałeś już nad tym, co teraz ze sobą zrobić?
   – Chyba tak. Myślę, że trzeba wziąć otwarty udział w tej wojnie. Jeśli tylko Dumbledore się zgodzi, zostanę członkiem Zakonu Feniksa.
   – No to obaj w to wchodzimy. Ciekawe, czy Lunatyk i Glizdek też będą chcieli…

***

   (Wojna rozpoczyna się na dobre, wciągając w to także czwórkę nastolatków, które muszą zmierzyć się z rzeczami większymi, niż zdanie egzaminów. I tutaj nie można liczyć na poprawkę.)

3.

   – Peterze, mam dla ciebie pewne zadanie związane z tym, czym ostatnio się zajmujesz, później omówię z tobą szczegóły… Za to ty, Syriuszu, i ty, Jamesie, też coś dostaniecie. Znacie Barty’ego Croucha Juniora, prawda? – Gdy pokiwali głową, dyrektor kontynuował – Będziecie musieli śledzić jego poczynania najdokładniej, jak tylko możecie. Musicie dowiedzieć się o nim jak najwięcej, macie nawet wiedzieć, ile łyżeczek cukru sypie do herbaty, to naprawdę bardzo ważne. Zrozumieliście?
   – Ilość wsypanych łyżeczek do herbaty naprawdę jest taka ważna? Chcemy go wsadzić do Azkabanu za nadużywanie cukru, czy jak? – zdziwił się Syriusz, a James złapał się za głowę.
   – Co za idiota, i ja mam z nim pracować? – skomentował to.
   – Sam lepszy nie jesteś – odgryzł mu się Syriusz.
   – Zrozumieliście, co macie zrobić? – zapytał Dumbledore ignorując tą wymianę zdań.
   Pokiwali głową. W końcu dostali coś większego,  niż tylko przeglądanie codziennej prasy w poszukiwaniu wszelkich informacji na temat poczynań Voldemorta.
   – Jutro Barty będzie na posiedzeniu w ministerstwie, nie wiem, jak chcecie to zrobić, ale macie tam być. Możecie wziąć sobie kogoś jeszcze do współpracy.
   – Czy to może być Remus? – zapytał od razu Syriusz wiedząc, że wilkołak nie ma żadnego zadania.
   – Nie ma żadnych przeciwwskazań – Dumbledore uśmiechnął się wesoło.
   Syriusz i James przybili sobie piątkę z Remusem, a Dumbledore pozwolił iść im już z zebrania.

***

   (Odkąd James, Syriusz i Remus dostali swoje zadanie, Peter jakby zaczął zostawać w tyle i chociaż chłopcy usilnie starali się dalej utrzymywać tą przyjaźń, sami musieli przyznać, że coraz rzadziej z nim rozmawiali. Jednak mimo to dalej działali i starali się sumiennie wykonywać własne zadania. I dalej traktowali wojnę, jakby to był jeden wielki żart.)

4.

   – Zastanawia mnie tylko, dlaczego tak bardzo Dumbledore’owi zależy na tym, żeby wiedzieć, co robi CJ – Chłopcy postanowili używać tego skrótu, aby w publicznych miejscach nikt nie zrozumiał, o kogo im chodzi.
   – A skąd mam wiedzieć? W końcu wiesz, ile tych łyżeczek sypie do herbaty? – zaśmiał się Syriusz.
   – Trzy – powiedział Remus w zamyśleniu. – Wczoraj wieczorem stałem na straży pod jego domem, z ciekawości sprawdziłem.
   Cała trójka się zaśmiała.
   – To dosyć sporo. Możemy już złożyć wniosek do szefa działu żywności i nakazać wtrącić go do Azkabanu za nadużywanie produktów żywnościowych?
   – A taki dział to w ogóle istnieje? – zapytał z powątpieniem Remus.
   – Nie mam pojęcia – odpowiedział Syriusz, a James parsknął śmiechem.
   – Cicho bądźcie – uciszył ich Remus. – Jeszcze nas usłyszy.
   Barty Crouch Junior szedł przez atrium w ministerstwie magii przynajmniej pięćdziesiąt stóp od nich, więc było małe prawdopodobieństwo, aby ich usłyszał.
   – Przewrażliwiony jesteś – stwierdził James, zaś Remus spojrzał na niego ostro.
   – Dumbledore zapewne ma swoje powody, żeby dawać nam takie zadanie – stwierdził ignorując wypowiedź Jamesa.
   – Jak myślicie, co on takiego może robić?
   – Wydaje mi się, że to raczej nie będzie nic legalnego. Pewnie coś związane z Sami-Wiecie-Kim. – Remus wiedział, że nie było bezpiecznie wymawiać imię Voldemorta na głos w ministerstwie. – I zamiast pogaduszek powinniśmy raczej patrzeć, co on robi, bo tymczasowo właśnie zniknął nam z oczu – zakpił sobie.
   – Chyba sobie jaja robisz – stwierdził Syriusz rozglądając się wokoło.
   – Chyba jednak nie robi – powiedział James nie widząc nigdzie Croucha.
   – Dumbledore już powinien żałować, że to waszą dwójkę wyznaczył do tego zadania.

***

   (Wszystko wydawało się takie proste do momentu, kiedy wojna zabrała pierwszych bliskich.)

5.

   James obiecał Lily, że to popołudnie spędzi tylko z nią. Siedzieli razem w jego niedawno kupionym domu, gdy nagle rozległ się dźwięk pukania.
   – Pójdzie sobie – stwierdził James nie zamierzając otwierać. Pukanie jednak zostało ponowione.
   – Idź – powiedziała Lily. – Może to coś ważnego.
   James ze złością podszedł do drzwi i je otworzył. Na progu stała Marlena McKinnon. Nagle rzuciła mu się na szyję.
   – Co się…? – zdziwił się.
   – Tak mi przykro – wychlipała, a James zdał sobie sprawę, że płacze. – Twoi rodzice nie żyją.
   James stał tak, nie rozumiejąc, co przed chwilą usłyszał. Nie żyją? Jego rodzice? Pzecież mieli się tak dobrze, dlaczego…?
   – Jak? – zdołał wykrztusić.
   – Śmierciożercy zaatakowali ich dom. Próbowali się bronić, jednak tamci mieli zbyt wielką przewagę… Tak mi przykro, Jim…
   W tym momencie do przedpokoju weszła Lily.
   – Co się tutaj dzieje? – powiedziała z nutką złości w głosie.
   Marlena oderwała się od Jamesa.
   – Przepraszam, nie będę wam już przeszkadzać – znowu wychlipała i zniknęła z cichym trzaskiem.
   – James, czy masz mi coś do powiedzenia? – Lily się zezłościła. Jim spojrzał na nią pustym wzrokiem.
   – Moi rodzice nie żyją – odpowiedział jej. Wciągnęła głośno powietrze.
   – James, tak… tak mi przykro, przepraszam, tak mi przykro… – Podeszła do niego i przytuliła, a kilka łez popłynęło z jej oczu. James także poczuł, jak dwie krople płyną mu po twarzy, jakby dopiero teraz zrozumiał, co się stało. Jego rodzice… nie żyli.
   – Nie żyją – powtórzył cicho, a z jego gardła wydobył się szloch. Z oczu popłynęło więcej łez i po raz pierwszy od bardzo dawna najzwyczajniej w świecie się rozkleił.

***

   (James brał na siebie tyle akcji, ile tylko się dało, a Syriusz zwykle mu wtórował. Obaj chcieli pomścić śmierć Potterów, a Remus… także zaczął pozostawać gdzieś w tyle.)

6.

   Nagle do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa teleportowało się kilka osób.
   – …szybko, przenieście ich do sali szpitalnej…
   – …on jest cały we krwi…
   – …uważaj, żeby na nic nie wpaść…
   Lily zerwała się z miejsca. Tylko nie James, myślała. Zauważyła Franka Longbottoma i podeszła do niego, aby się spytać, co się działo.
   – Frank, co się stało? – zapytała z paniką.
   – Syriusz oberwał paskudną klątwą, zasłonił sobą Jima, który chwilę potem oberwał jeszcze czymś innym, nie wiemy nawet, czym…
   Wtedy zobaczyła Jamesa. Leżał na niewidzialnych noszach, cały we krwi i bez okularów. Jego ubranie było poszarpane i nie nadawało się już do noszenia.
   – Mój Boże, James… - szepnęła i przytknęła sobie rękę do ust. Szybko zniknął z jej pola widzenia. Gdy chciała wejść do sali dla rannych, nie chcieli jej wpuścić. Około godzinę później stamtąd wyszła Marlena McKinnon.
   – Jego stan jest stabilny – zaczęła profesjonalnie. – Nie martw się, Lily, na pewno się z tego wyliże – powiedziała już bardziej przyjacielsko. – Miał naprawdę dużo szczęścia.
   – Właśnie o to mi chodzi. A jeśli następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia? – zapytała, a łzy popłynęły jej z oczu. – Nie chcę go stracić. Kocham go.
   – Cii… – Marlena podeszła do niej, poprowadziła do salonu i razem usiadły na kanapie. Lily przytuliła się do niej. – Już, spokojnie… będzie dobrze…

***

   (Byli znani wśród walczących, a przeciwnicy bali się trafiać w walce na tą dwójkę. Stali się nierozerwalnym duetem, Potter i Black. Tak było aż do ślubu z Lily.)

7.

   Wszyscy razem siedzieli przy stole w Kwaterze. Po chwili można było usłyszeć trzask i na środku pomieszczenia pojawił się Fabian Prewett.
   – Śmierciożercy zaatakowali Hogsmeade – powiedział. – Mieszkańcy walczą, ale długo tak nie dadzą rady, potrzebne jest wsparcie.
   Większość osób siedzących przy stole poderwała się z miejsca, w tym James z Syriuszem.
   – James, proszę – Lily złapała go za rękę. – Nie idź.
   James spojrzał jej w oczy. Syriusz udawał, że nie widzi całej sytuacji.
   – Wiesz, że muszę – mruknął cicho i chciał iść dalej, jednak Lily go nie puszczała.
   – Wcale nie musisz – szepnęła. – Możesz zostać, zrób to dla mnie.
   – James, idziesz?! – krzyknął Syriusz. Lily dalej trzymała Jima za rękę.
   Spojrzał w oczy przyjaciela i zobaczył coś, czego nie widział nigdy wcześniej. Wahał się. Syriusz spojrzał na niego tak, jakby tamten go zdradził i teleportował się.
   James nie doszedł na pole bitwy, a chęć pomszczenia rodziców była mniejsza w porównaniu do Lily i swojego nienarodzonego syna.

***

   (James mimo to usilnie starał się pozostać Rogaczem.)

8.

   Dwa miesiące po narodzinach Harry’ego Jim powrócił do walki. Starał się odbudować naderwaną więź przyjaźni z Syriuszem. Chciał uczestniczyć w każdej walce, jaka się nadarzyła. Lily coraz bardziej się martwiła.
   Gdy Lily wraz z Harrym była odwiedzić swoją przyjaciółkę, Syriusz przyszedł do Jamesa.
   – Kiedy następna walka? – zapytał Jim, gdy tylko usiedli.
   – Co się stało? – odpowiedział pytaniem na pytanie Syriusz. Gdy James chciał zaprzeczyć, wtrącił się – Nie kłam, że nic. Widzę to. Pokłóciłeś się z Lily, czy co?
   James westchnął.
   – Tak – odpowiedział, nie owijając w bawełnę.
   – O co?
   – O mój udział w walkach, o moje życie, o Harry’ego… Nie chcę pozostawać tak najzwyczajniej w świecie w domu kiedy wiem, że gdzieś tam toczy się walka, w której ty lub ktoś inny może zginąć. Nie chcę później wyrzucać sobie, że gdybym tam był, mógłbym coś zmienić… Lily za to chce, aby Harry miał obojga rodziców.
   – James, to, że się z nią pokłóciłeś nie oznacza, że od razu masz iść i się rzucić w walkę. Nie musisz brać w nich udziału, nikt nie będzie miał ci tego za złe. – Syriusz niemal zmuszał się do mówienia tych słów. Wcale tak nie myślał. Miał za złe Jamesowi, że i on, Syriusz, został w tle w porównaniu do jego żony… Tak bardzo brakowało mu Rogacza sprzed ślubu z Lily…  – Ważne jest, aby Harry miał obu rodziców…
   – Syriusz, nie chcę stracić naszej przyjaźni. – James chyba wyczuwał, że Syriusz wcale nie myśli tak, jak mówi. – Widzę przecież, co się dzieje.
   – Wcale jej nie… – Syriusz już nie mógł dłużej mówić. Nie chciał dłużej mówić, jakby nic się nie stało. Stało się. James dorósł, a Syriusz… nie potrafił. Choć chciał szczęścia przyjaciela, usilnie także starał się zachować go dla siebie. – Chciałbym, James, naprawdę chciałbym, abyśmy powrócili do walk i naszego duetu, Potter i Black. Jednak masz rodzinę i małe dziecko, to teraz jest dla ciebie najważniejsze. I nie chcę, żebyś się obwiniał. – Jednak chciałbym, żeby w Jamesie-ojcu dalej coś pozostało z Rogacza, dopowiedział w myślach, jednak nie miał odwagi powiedzieć tego głośno.

***

   (Nie udawało mu się. Dowiedział się, że z jakichś nieznanych pobudek Voldemort poluje na jego rodzinę, co niemal na stałe zamknęło go w domu. Informacja Dumbledore’a, że w jego najbliższym otoczeniu jest zdrajca była jak przekręcenie noża od dawna wbitego w jego plecy.)

9.

   James i Syriusz siedzieli w domu tego pierwszego w salonie. Z pokoju dziecięcego dobiegał do nich odgłos płaczu, po chwili jednak Lily zajęła się Harrym.
   – Ufam ci, Syriuszu – powiedział po chwili krępującej ciszy James, która zapadła po przekazaniu Syriuszowi informacji na temat zdrajcy.
   – Wiem – odpowiedział z przekonaniem Syriusz. Chociaż wiele się zmieniło, tego był pewien. James mu ufał, tak samo, jak on ufał jemu. Nie miał nawet chwili wątpliwości.
   – Nie chcę nikogo bezpodstawnie oskarżać. Dumbledore powiedział, że to prawdopodobnie ktoś z naszej czwórki.
   Syriusz wciągnął głośno powietrze.
   – Mówisz, że to albo Remus, albo Peter?
   – Nie wiem. Nie chcę nikogo bezpodstawnie oskarżyć – powtórzył James.
   – Albo ja – dopowiedział Black.
   – Nie. To nie ty. Wiesz, jaki dziś dzień?
   – Jakoś końcówka sierpnia… zapomniałem o twoich urodzinach? Nie, przecież ty masz w marcu… Harry urodził się trzydziestego pierwszego lipca, Lily jakoś w styczniu… Nie wiem.
   – Pierwszy września – poprawił go James i uśmiechnął się lekko.
   – Jedenaście lat – Syriusz nagle zrozumiał. Minęło jedenaście lat, odkąd się znają razem z Jamesem. Jedenaście lat…
   – I wiesz, czego nauczyłem się przez te jedenaście lat? Tego, że nigdy nie zdradziłbyś przyjaciół. Nigdy. Ufam ci w stu procentach, a nawet więcej i nie podejrzewam, żebyś to ty zdradzał nas wszystkich.
   – Kogo bardziej podejrzewasz?
   – Re… Remusa – odpowiedział przełykając głośno ślinę.
   – Dlaczego Remus? – zapytał Syriusz i znowu zapadła głucha cisza.
   – Przepraszam – powiedział Jim po dłuższej chwili i znowu nikt nic nie powiedział.
   Obaj wiedzieli, dlaczego Remus. Tak bardzo starali się nie mieć uprzedzeń, jednak… jednak zawsze w głębi duszy coś pozostało. Tym bardziej, że ostatnio głośno było o wilkołakach, którzy przyłączali się do Voldemorta…
   – Nie chcę podejrzewać Remusa – powiedział głośno Jim. – Nie chcę. To nasz przyjaciel…
   – …który być może nas zdradził. Też tego nie chcę, ale… musimy się pogodzić, że któryś z nich jest zdrajcą. Przykro mi, Jim.

***

   (Chcąc uchronić się przed Voldemortem James wybiera Strażnika Tajemnicy. Dowiadują się, kim jest zdrajca w chwili, kiedy Lord Voldemort pojawia się w ich domu.)

10.

   – Chciałbym, żebyśmy wszyscy przeżyli tą wojnę – powiedział James, gdy Syriusz miał się teleportować.
   – Więc postarajmy się o to, Jim – Uśmiechnął się lekko i zniknął z trzaskiem. Pojawił się w Kwaterze Głównej. Piętnaście minut później usłyszał trzask teleportacji i wiedział, że coś jest nie tak. Nikt więcej nie miał się pojawić przynajmniej przez dwie godziny.
   – Syriusz, on… – zaczęła płaczliwie Hestia Jones. – On… napadł na Potterów!
   Syriusz zerwał się ze swojego miejsca.
   – Przecież oni mieli Fideliusa… – zaczął Frank w szoku. – Ich Strażnikiem miał być… – Zaciął się wpół zdania. Wszyscy z niedowierzaniem spojrzeli na drzwi, za którymi właśnie zniknął Syriusz Black.
   Syriusz wsiadł na swój motor, który stał na podwórku. Nie chciał się teleportować – w tym momencie zapewne nie dotarłby do Doliny Godryka w całości.
   Leciał i leciał, czuł łzy płynące po twarzy od wpływem wiatru. Nie bał się, że spadnie czy rozbije motor. Przez krótką chwilę poczuł adrenalinę we krwi, jednak ta zniknęła w momencie, kiedy sobie przypomniał, gdzie leci.
   Lecąc coraz szybciej jednocześnie chciał lecieć coraz wolniej. Bał się tego, co tam zobaczy.
   Gdy zbliżał się do Doliny Godryka, widział na niebie zieloną poświatę. Po kilku chwilach rozmyta poświata zaczęła nabierać wyraźnego kształtu czaszki z wężem wysuwającym się ze szczęki. Syriusz już wiedział, czego się spodziewać, jednak nadal nie mogło to do niego dotrzeć. James, Lily, Harry… martwi? Jim? To niemożliwe. Jim przecież zawsze był…
   Gdy Syriusz wylądował na ziemi, nie potrafił uwierzyć, że to dom Jamesa. Ruina, którą się stał, nie przypominała tego, co pamiętał. Przecież był tu, dzisiaj… Półgodziny temu…
   Gdy spoglądał na ciało Jamesa z pustką w oczach, chciał mu powiedzieć, że nie bardzo się postarał. Nie postarał się przeżyć. Zostawił go.
   – Jim, zwariowałeś… Dlaczego nie postarałeś się przeżyć, Jim? Jim, Jim, nie rób tego… – powtarzał te słowa niczym mantrę. – Nie rób tego, nie zostawiaj mnie, nie, Jim, nie…
   Klęknął na kolana, nie mogąc już utrzymać się na nogach. Nie wie, czy płacze – nie czuje nic, kompletnie nic, tylko puste miejsce, gdzieś w środku, w nim…
   Mija kilka sekund – a może godzin? – i Syriusz poczuł, że może wstać. Wstał. Wszedł na górę, gdzie znalazł Lily – tą Lily, o którą był zazdrosny. Tą Lily, którą nieraz przeklinał. Mimo to nigdy przez głowę mu nie przeszło, że mogła zginąć. Nie chciał tego, nigdy…
   Ona miała zamknięte oczy, gdyby nie to, że leżała na podłodze przed łóżeczkiem dziecka, pomyślałby, że usnęła. Jednak tak nie myśli.
   Głośny płacz rozlega się w pokoju, a dziecko trzymające się poręczy łóżeczka zwróciło na siebie jego uwagę. Harry… żyje.

***

   (Kilkanaście minut po przybyciu Syriusza do Doliny Godryka, pojawia się Hagrid. Zabiera Harry’ego, a jedynym, o czym myśli Syriusz, to zemsta.)

11.

   Syriusz szybko znalazł Petera. Zastał go w momencie, kiedy wychodził ze swojego mieszkania, w którym mieszkał zanim przeniesiono go do kryjówki.
   – Syriuszu, co tu robisz?  – zdziwił się Peter, a Syriusz zauważył, jak nerwowo obraca w palcach jednej ręki kluczyk od domu.
   Syriusz nic nie odpowiedział. Podszedł do niego bardzo szybkim krokiem i przyłożył mu różdżkę do gardła.
   – Syriuszu, co ty wyprawiasz? Nie rób tego, proszę… – zaczął skomleć.
   – A ja ci zaufałem – zaczął Syriusz. – Zaufałem ci, ty podły kłamco, a ty… ty…
   – Syriuszu, błagam…
   Syriusz nie dbał o to, że ulica jest pełna mugoli. Nie obchodziło go, że właśnie łamie zasadę tajności, przecież miał zamiar zrobić coś o wiele gorszego.
   – Syriuszu… – Z oczu Petera zaczęły płynąć łzy, a Syriusz pomyślał, że może lepiej będzie go zesłać do Azkabanu, zamiast zabijać…
   Opuścił różdżkę.
   – ZDRADZIŁEŚ LILY I JAMESA! – ryknął na całą ulicę Peter i wszystko zaczęło się dziać jakby w jednej sekundzie. Syriusz widzi, jak machnięciem różdżki, którą trzymał za plecami, odciął sobie palca. Po chwili rzucił jakieś zaklęcie, rozległ się huk, a Peter zamienił się w szczura i uciekł do ścieków.
   Syriusz opadł na kolana zatykając uszy. Czuł, jakby zaraz miały mu bębenki pęknąć. Po chwili hałas ucichł, rozległy się piski, płacze i skowyty rannych ludzi.
   A on… oparł ręce na ziemi i zaczął się śmiać. Nie był to wesoły śmiech; wyrażał wszystko, co czuł od momentu usłyszenia płaczliwego głosu Hestii Jones, po zobaczenie martwych oczu Jamesa, aż do tej chwili. W tym śmiechu można było usłyszeć zszokowanie i zdziwienie takim nagłym obrotem spraw, tęsknotę, ból, ból zarówno fizyczny, jak i psychiczny, okropny, okropny ból… i żal Syriusza do samego siebie, do Jamesa, że go zostawił, Petera, że zdradził, Dumbledore’a…
   Gdy przybyli aurorzy z ministerstwa, nie opierał się. Dalej wydobywał się z niego tylko ten śmiech, którego zahamować nie potrafił.

***

   (Remus przestał być Lunatykiem, kiedy zaczęto w niego wątpić.
   Z Petera Glizdogon znikł w momencie, w którym poszedł w łaskę do Voldemorta.
   Rogacz umarł w Jamesie, kiedy powiedział Lily „tak” przed ołtarzem.
   Tylko Syriusz tak naprawdę pozostał Łapą, choć nie był pewny, czy to dobrze.)

***

   – Chciałbym, żebyśmy wszyscy przeżyli tę wojnę.

***

   – Nie chciałem, żebyście umarli. Żadne z was. Przepraszam…








Komentarze

  1. Najchętniej to bym się rozpłakała, ale komplikuje to fakt, że siedzę z całą rodziną za ścianą i trochę przeraziły ich ten widok. Od jakiegoś czasu coraz bardziej zagłębiam się w dział fanfictions poświęcony tym wszystkim, co zdarzyło się przed urodzeniem Harry'ego, bo moim zdaniem bez tego, mimo że fikcyjnego przedstawienia wydarzeń, nie zrozumie się całej historii. Przyjaźń Pottera i Blacka jest po prostu niesamowita, niezniszczalna, taka w tych czasach się chyba nie zdarza. Ich stosunek do Remusa (we wczesnych latach, o których czytałam tu i ówdzie- oczywiście wszystko fikcyjne-oraz przedstawiona sytuacja tutaj, kiedy podejrzenie zdrady padło na Remusa) niejednokrotnie złamał mi serce. Ten biedny chłopak niczemu nie zawinił, ale i tak zawsze był odtrącony i ludzie byli do niego uprzedzeni.
    Anyway, zaraz zabieram się za czytanie części drugiej, bo trafiła idealnie w mój gust i umila mi świąteczny wieczór, więc mega dziękuję :)- CassiopeiaLynx

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój boże! Nie wiem nawet co powiedzieć. Wpadałam na tego bloga przez kompletny przypadek i postanowiłam przeczytać miniaturki o Huncwotach. Są to szczerze mówiąc moi ukochani bohaterowie, no może nie wszyscy ( tak, o tobie mówię Peter). Zawsze żałowałam, że jest ich tak mało w książce, że nie wiemy co dokładnie działo się gdy byli w Hogwarcie i gdy walczyli po ukończeniu szkoły. A tu to wszystko znalazłam i to jeszcze opisane w tak emocjonalny sposób, normalnie nie mogę! Jedyne co to żałuję, że nie ma tego więcej.
    Przeklinam cię Rowling, że ich wszystkich zabiłaś!!!! :)
    Wciągnęłam się więc lecę czytać dalej.
    Pozdrawiam
    Dorcas

    PS. Przy okazji, jako, że reklama jest dźwignią handlu ;) zapraszam cię na mojego bloga o Huncwotach.
    http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Naprawdę, nie czytam zbyt często o Huncwotach, ale bardzo mi się podobało. Jedynym zarzutem jest fakt, że Syriusz i James nie mieli okazji obchodzić 11 rocznicy 11 rocznicy przyjaźli- James zginał mając 21 lat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Lot