Czarodziej i zwierzak: to nie może się udać


Wielkanoc witam wraz z nowym opowiadaniem. Tym razem głównym bohaterem jest Ron, zaś resztę... dowiecie się czytając opowiadanie ;-) 
Tekst powstał na konkurs organizowany przez fan page Harry Potter Kolekcja. Napisałam, wysłałam, wygrałam. 
Do opowiadania trzeba było namalować chociaż jedną ilustrację, moja jest widoczna poniżej. To chyba pierwsze opowiadanie, do którego wykonałam ilustrację. Mam nadzieję, że następne będą lepsze. 
Z góry dziękuję za wszystkie opinie - one naprawdę pomagają. 







„Czarodziej i zwierzak: to nie może się udać”


   ― Czasami sobie myślałem, no wiesz, kiedy brało mnie to świństwo, że zrobił to dla żartu, albo… albo po prostu chciał nam utrudnić zadanie. Ale już tak nie myślę, nie. Wiedział, co robi, dając mi ten wygaszacz, prawda? On… no… tego… ― uszy mu się zaczerwieniły i udał, że jest całkowicie pochłonięty kopaniem kępki trawy pod stopami ― …on musiał wiedzieć, że ja was zostawię.
   ― Nie ― poprawił go Harry. ― On musiał wiedzieć, że zawsze będziesz chciał do nas wrócić.*
   Hermiona udawała, że nie słyszy tej wymiany zdań.
   ― Moglibyśmy wyjść na dwór, wiatr przestał wiać i słońce wyszło…
   Ron entuzjastycznie jej przytaknął i podniósł się, po czym to samo zrobił Harry. Całą trójką wyszli na świeże powietrze.
   ― W końcu słońce… ― westchnęła Hermiona. ― Chyba przydałoby się poszukać trochę jedzenia… ― stwierdziła uśmiechnięta. Promienie słoneczne widocznie poprawiły jej humor.
   Ron znowu pospiesznie jej przytaknął; Hermiona nadal była zła po jego ucieczce. Harry jej się nie dziwił, jednak osobiście już wtedy, po zniszczeniu horkruksa, wybaczył Ronowi wszystko, co zrobił.
   ― To może ja pójdę? ― zapytał Ron.
   ― I będziesz miał dobrą okazję na kolejną ucieczkę? ― odpowiedziała uszczypliwie Hermiona.
   ― To Harry ze mną pójdzie. ― Ron pociągnął go za ramię. ― Pójdziesz ze mną, prawda?
   ― Jasne ― odpowiedział Harry.
   ― Widzisz? Harry nie ma nic przeciwko ― powiedział Ron do Hermiony, a ona odwróciła się i uniosła lekko głowę, co można było przyjąć za zgodę na ich krótką wyprawę.
   Ruszyli do przodu, a liście pod ich stopami szeleściły głośno. Przebiśniegi wyłaniały się spomiędzy zeschłych liści pozostałych jeszcze po jesieni. Korony drzew ― wręcz przeciwnie do tego, co leżało na ziemi ― zazieleniały się. Ptaki wokół nich jakby urządzały sobie koncert. Wiosna przybywała z pełną parą.
   ― Jeszcze ci nie odpuściła? ― zaśmiał się Harry.
   Ron w odpowiedzi pokręcił głową.
   Szli do przodu, szukając czegokolwiek do jedzenia. Niestety, jak na złość, w pobliżu nie było ani żadnych krzaków z owocami, ani grzybów, ani żadnych zwierząt. Szli i szli, uważnie się rozglądając. Słońce jak na tę porę roku mocno świeciło.
   ― Natura robi nam na złość ― stwierdził Ron z przygnębieniem. ― W pobliżu dziesięciu kilometrów nie ma ani jednego zwierzaka, ani jednego krzaku z owocami, ani nic, co można by zjeść.
   ― Popatrz na to z innej strony. Przynajmniej Hermiona nie może ci tutaj dogryzać ― zaśmiał się Harry.
   ― Nie przypominaj ― odpowiedział mu Ron.
   ― Gdzieś musi być jakieś… ― zaczął Harry, ale nie dokończył, ponieważ Ron uderzył go łokciem w bok. Spojrzał na niego z wyrzutem i już miał mu oddać, kiedy zobaczył, jak tamten unosi palec do ust, nakazując mu być cicho. Po chwili wskazał w górę, a Harry przyjrzał się obiektowi zainteresowania Rona.
   Na drzewie siedziało… coś. Harry właściwie nie miał pojęcia, co to jest. Owe coś wyglądało jak krzyżówka małpy i czegoś oślizgłego, całkiem możliwe, że żaby. Miało bardzo długie kończyny, a między palcami u rąk i stóp znajdowały się błony pławne. Całe zwierze nie miało na sobie ani włosa, a jego skóra była zielona. Z jego głowy wystawały krótkie rogi, a sporo uwagi zwracał biały bąbel na jego czole. Najśmieszniejszą, a może najbardziej przerażającą częścią tego zwierzaka, był jego uśmiech, podczas którego pokazywał cały szereg swoich ostrych zębów.
   Kiedy Harry przyglądał się temu dziwnemu zwierzakowi, Ron już zbliżał się do drzewa. Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.
   ― Ron, co ty wyprawiasz? ― szepnął, ale tamten uciszył go jednym skinieniem ręki.
   ― Ron!
   Ale tamten nadal go nie słuchał. W nieudolny sposób wdrapał się na drzewo, jakimś cudem nie płosząc tego zwierzaka. Harry jedynie spoglądał powątpiewająco na jego czyny.
   Ron zachwiał się, jednak po chwili udało mu się złapać równowagę i ukucnąć na grubej gałęzi, na której końcu siedziało owe zwierze.
   To coś nic nie robiło sobie z człowieka próbującego do niego dojść. Kiedy Ron zbliżył się do zwierzaka na odległość jakichś trzech stóp, ten poruszył się. Przyglądał mu się uważnie, a kiedy zaczął podnosić ręce, bąbel na środku jego czoła zaczął robić się czerwony. Ron bardzo szybkim ruchem obu rąk chciał ją schwytać, jednak zwierzątko szybko podskoczyło i złapało się wyższej gałęzi, umykając przed oprawcą. Ron, który w żadnym wypadku nie spodziewał się takiego obrotu spraw, zachwiał się, zamachał rękoma w celu utrzymania równowagi i w końcu runął jak długi z wysokości czterech stóp.
   Harry podbiegł szybko do niego, chcąc upewnić się, że nic mu nie jest.
   ― Ron, stary, żyjesz? ― zapytał.
   Ron mruknął coś cicho, jednak Harry go nie zrozumiał.
   ― Co mówisz? ― zapytał po raz kolejny, nadstawiając ucho bliżej jego ust.
   ― Ja żyję, ale ta cholerna małpiatka już nie ― odpowiedział o wiele wyraźniej Ron.
   Harry zaczął się głośno śmiać, a Ron zmierzył go wzrokiem.
   ― Nie śmiej się ― burknął tylko.
   Harry nawet nie próbował powstrzymać śmiechu. Widok Rona klnącego od najgorszych na małpiatkę był naprawdę zabawny.
   ― Ale to jest śmieszne ― odpowiedział mu. ― A wiesz, ta twoja przyjaciółka wygląda, jakby chciała na ciebie napluć ― stwierdził i wskazał ręką w górę.
   Małpa rzeczywiście siedziała na jednej z najwyższych gałęzi i wychylała się, tak że jej głowa znajdowała się niemal idealnie nad leżącym Ronem. Ten jakby zapomniał, że przed chwilą spadł z drzewa, i szybko podniósł się z ziemi. Chwilę później jakaś zielona wydzielina zleciała z góry w miejsce, gdzie przed kilkoma sekundami znajdowała się głowa Rona. Rudzielec wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś pomiędzy warknięciem a chrząknięciem.
   ― Właśnie podpisałaś na siebie wyrok śmierci! ― odgrażał się Ron, wymachując pięścią w kierunku małpy. Ona tylko zakwiczała głośno i z ciągłym uśmiechem na twarzy bujała się na dwóch tylnich kończynach.
   ― Ron, chodźmy z powrotem, to tylko zwierzak ― stwierdził Harry, jednak nadal w jego głosie można było wyczuć nutę rozbawienia.
   Ron początkowo protestował, jednak w końcu widząc, jak wysoko znajduje się małpka, zgodził się wrócić do namiotu.
   ― To jeszcze nie koniec! ― krzyknął Ron do zwierzaka, a on tylko jeszcze bardziej wyszczerzył zęby.

***

   ― Wiesz co, Hermiona, przepraszam, że nic nie znaleźliśmy… ― mówił roześmiany Harry. ― Ale Ron… ― Harry nie dokończył, widząc ostre spojrzenie Rona. ― To znaczy… mieliśmy… niewielkie problemy techniczne… przez co nie wszystko poszło zgodnie z planem…
   Hermiona spojrzała na nich badawczo.
   ― Problemy techniczne? Co się stało, Harry?
   ― Ron chciał upolować jakąś zieloną małpiatkę, ale ta się nie dała i zwaliła go z drzewa, po czym jeszcze próbował się z nią kłócić…
   ― I ty przeciw mnie? ― wtrącił obrażony Ron.
   Harry szybko zaprotestował:
   ― Ależ nie, oczywiście to ciebie popieram w tym sporze z małpą ― odpowiedział mu.
   ― Zieloną małpę? ― zdziwiła się Hermiona, ignorując ich wymianę zdań. ― Nie ma zielonych małp.
   ― No widzisz, widocznie są ― stwierdził Harry. ― Przed chwilą mieliśmy z taką do czynienia.
   ― Jesteś absolutnie pewny, że to była małpa? ― dopytywała się dalej.
   ― Nie ― odpowiedział jej z zaskakującą szczerością. ― Ewentualnie przerośnięta żaba skacząca po drzewach.
   ― Czy to nie był czasami żabert? ― zapytała badawczo.
   ― Co takiego?
   Hermiona przewróciła oczami.
   ― Żabert. Hagrid opowiadał nam o nim na opiece, jest to stworzenie przypominające krzyżówkę małpy i żaby z wielkim bąblem na środku głowy i ustami tak szerokimi, że sprawiają wrażenie, jakby ciągle się uśmiechał i dwoma, krótkimi rogami.
   ― Ron, to chyba był żabert, co? Ty go widziałeś z bliska…
   Ron warknął sfrustrowany.
   ― Taa… to chyba on.
   ― Żaberty są naprawdę sympatycznymi zwierzętami ― stwierdziła Hermiona. ― Niestety nie miałam z żadnym z nich do czynienia, ale chętnie zobaczyłabym go na własne oczy.
   ― To myślę, że jeszcze będziesz miała okazję ― odpowiedział jej Harry.

***

   Wieczorem Hermionie udało się rozpalić ognisko przed namiotem. Usiedli  na kłodzie, którą Ron przyniósł z lasu i piekli kiełbaski. W namiocie zostało jeszcze trochę mięsa, jednak miało im to starczyć na najbliższe dni, ponieważ zbyt częste wyprawy do miast były ryzykowne.
   Kiedy cała trójka zjadła po swojej kiełbasie, Ron stwierdził, że jest jeszcze głodny.
   ― Pójdę po jeszcze jedną, dobra? Też chcecie?
   ― Ty wiecznie jesteś głodny ― stwierdziła uszczypliwie Hermiona, po czym odmówiła kolejnej porcji.
   Harry zaś stwierdził, że jeszcze coś by zjadł. Ron wszedł do namiotu i poszedł w stronę plecaka, w którym trzymali zapasy żywności.
   Harry i Hermiona siedzieli przy ognisku, kiedy usłyszeli wściekły wrzask rudzielca. Oboje szybko pobiegli do namiotu.
   ― Wszystko! Wszystko nam zżarła! ― krzyczał wściekły Ron wskazując na żaberta, który właśnie oblizywał się po swoich ostrych zębach, zjadając resztki kiełbasy. Za nim zauważyli średniej wielkości dziurę, przez którą musiał się on wcisnąć do namiotu.
   Ron spojrzał na żaberta z żądzą mordu w oczach.
   ― O nie, ty głupi małpiszonie, nie ma mowy, żebyś zżerał wszystkie nasze zapasy… ― Ron zaczął zbliżać się do zwierzaka.
   ― Ron! To przecież żywe stworzenie, też ma uczucia… ― zaczęła krzyczeć na niego Hermiona.
   ― Ja tam widzę tylko obiad! ― odpowiedział Ron i rzucił się na żaberta.
   Harry przez chwilę nie wiedział co się dzieje; w jednej chwili Ron wskoczył na zwierzaka, w drugiej w namiocie już nie było ani jednego, ani drugiego.
   Hermiona podbiegła do dziury w namiocie, która teraz była o wiele większego rozmiaru, i zobaczyła, jak zwierzak skacze co rusz do góry, przy czym za sobą ciągnie ciało rudzielca.
   Ron z całej siły trzymał żaberta, jednak ten wydawał się w ogóle nie czuć ciężaru przytrzymującego jego ciało.
   ― Ron! Uspokój się! Puść go! Puść! ― krzyczała za nim Hermiona.
   Harry nie mógł powstrzymać śmiechu. Ron ciągnięty po ziemi jak worek ziemniaków tworzył naprawdę przekomiczną scenkę rodzajową.
   ― Nie odpuszczę tej głupiej małpiatce, zżarła wszystko, co mieliśmy!
   ― Ron, nie możesz jej zjeść!
   ― Jak to nie? Ona zjadła mój obiad, więc ja teraz mogę zjeść ją! ― odkrzyknął jej Ron i nadal nie puszczał.
   ― Ronald! Masz ją w tym momencie puścić!
   Jednak małpka sama się uwolniła; podskoczyła na tyle wysoko, że Ron już nie miał siły dłużej jej trzymać i siłą rzeczy w końcu ją puścił.
   ― Ałł ― stęknął głośno.
   ― Ron! Żabertowi nic się nie stało? ― zapytała Hermiona.
   ― Skąd mam wiedzieć? A co ze mną? O mnie się nie martwisz? ― wyrzucił Ron Hermionie.
   ― Sam się o to prosiłeś ― odpowiedziała butnie Hermiona. ― A on… on był tylko głodny.
   ― Ja też jestem głodny, wiesz? I jakoś nie mogę go zjeść…
   ― Jesteś bez serca, Ronaldzie! ― wyrzuciła mu Hermiona.
   ― Jakoś nie widziałem, żebyś opierała się zjeść kiełbasę na kolację ― odparł Ron, a Hermiona uderzyła go w ramię.
   ― Masz przeprosić tego żaberta, Ronaldzie!
   Harry pokładał się ze śmiechu na myśl, że Ron, próbując się z powrotem wdać w łaskę Hermiony, będzie musiał przeprosić żaberta.
   ― CO?! Mam przeprosić MAŁPĘ?!
   ― Dokładnie tak, jeśli chcesz nocować w namiocie ― odpowiedziała Hermiona i odeszła od Rona, wchodząc do namiotu przez dziurę, którą wyrwał żabert, po czym szybko naprawiła ją jednym zaklęciem.
   ― Hermiona, ty naprawdę każesz mu przeprosić małpę? ― zaśmiał się Harry.
   ― Tak ― odpowiedziała. ― Niech ma za swoje ― dodała mściwie.

***

   Ron spędził noc na dworze przy ognisku. Uparł się, że choćby nie wiadomo co, nie zrobi tego, co każe mu Hermiona. Uważał, że jeszcze tylko brakowało tego, aby przepraszał jakąś małpiatkę za to, że go zwaliła z drzewa, wyjadła im zapasy jedzenia i targała nim po ziemi jak workiem ziemniaków.
   Kiedy nastał ranek, bolały go wszystkie kości. Ziemia nie była zbyt wygodnym miejscem do spania, a pora roku nie sprzyjała temu, aby nocować pod gołym niebem.

   Ron, kiedy otworzył oczy, przeżył déjà vu. Na najniższej gałęzi drzewa, która znajdowała się niemal idealnie nad nim, siedział żabert. Krzyknął z zaskoczenia, zaś zwierzak jeszcze bardziej rozszerzył usta i wyleciała mu z nich ślina, lądując na włosach Rona.

   ― Fuj! ― krzyknął, po czym szybko wstał. Pierwsze, co chciał zrobić, to szukać jakiejś wody, jednak szybko przypomniało mu się, że ma przy sobie różdżkę.

   ― Aguamenti! ― skierował różdżkę na swoją głowę. Woda byłą przerażająco zimna, jednak on nie wiedział, jak podwyższyć jej temperaturę chociaż o kilka stopni. Kiedy obmył głowę, znów zaczął grozić żabertowi:

   ― Jeszcze skończysz jako mój obiad, obiecuję ci to.

   Czuł się jak zmokła kura. Woda odpryskiwała od głowy i pomoczyła mu całą kurtkę. Niestety, zaklęcia suszącego nie pamiętał, a jedynym wyjściem było schowanie dumy do kieszeni, przeproszenie Hermiony za to, co ona tam chciała i poproszenie jej o formułę zaklęcia suszącego.

   Wszedł do namiotu; Harry i Hermiona właśnie się przebudzili i zaczęli wstawać ze swoich łóżek.

   ― Co tu robisz? Przeprosiłeś już żaberta? ― zapytała oschle Hermiona, a kiedy zobaczyła stan Rona, zaczęła się jeszcze bardziej dopytywać. ― A tobie co się stało?

   ― Ta małpiatka napluła mi na głowę!

   Hermiona, choć w środku śmiała się jak opętana, dalej utrzymywała złośliwy wyraz twarzy.

   ― Widocznie ci się należało ― odparła.

   Ron próbował zmienić swoje podejście do sprawy i zaczął mówić łagodniej:

   ― Przepraszam, Hermiona, za tego całego żaberta, ale wiesz… Teraz jest mi okropnie zimno od tej wody, znasz może zaklęcie suszące?

   Harry zastanawiał się, jak można podejść tak po macoszemu do sprawy. To nawet on się zorientował, że Ron mówi to tylko dlatego, aby wyciągnąć formułę zaklęcia od Hermiony. Ona widocznie także zauważyła, że Ron mówi nieszczerze i spojrzała na niego wściekle.

   ― To nie mnie powinieneś przepraszać. I nawet nie myśl, Ronaldzie, że będę ci udogadniać twoją karę. Wyjdź stąd, albo zaraz moje ptaszki ci w tym pomogą ― stwierdziła sucho, a Ron spojrzał na nią zdziwiony. Po chwili zerknął na Harry’ego, szukając poparcia, jednak tamten tylko wzruszył ramionami. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko wyjść z namiotu i modlić się, aby wyszło słońce i się nie przeziębił.

   Usiadł zrezygnowany na kłodzie. Po krótkiej chwili usłyszał szmer nad sobą i uniósł wzrok ku górze, gdzie, jak się spodziewał, siedział żabert.

   ― I widzisz? Wygoniła mnie na zbity pysk, a to wszystko przez ciebie, małpiatko.

   Żabert zaczął się bujać na gałęzi znajdującej się obok Rona. Ten nawet nie próbował go pojmać.

   ― Wiesz, gdybym spróbował cię złapać, pewnie znowu bym spadł, zarył twarzą o ziemię albo spał głodny. A może byś wymyśliła coś nowego, przecież liczy się oryginalność, co? ― Nawet nie zwracał uwagi, że mówi do zwierzaka. ― Ale w sumie to jesteśmy tacy sami w tym momencie, żaden nie ma domu… chociaż kij cię tam wie, może masz jakąś swoją małpią… czy tam żabertową rodzinkę. Jeśli ją masz, to mógłbyś już do niej wrócić. Wtedy w końcu miałbym spokój. A, i jeszcze ty masz pełny brzuch. Zżarłeś wszystko, co mieliśmy, będziemy musieli znowu szukać czegoś do zjedzenia. I znowu trafimy na jakiegoś zwierzaka, któremu nie spodoba się perspektywa zostania obiadem.

   Żabert wpatrywał się w Rona z wyszczerzonymi zębami.

   ― Mógłbyś w końcu schować te zęby? Irytujesz mnie tym uśmiechem ― stwierdził Ron zrezygnowany. Żabert jakby zaczął się do niego zbliżać. ― Co ty robisz? ― panikował Ron. ― Nie zbliżaj się do mnie, weź, idź stąd…

   Żabert go nie posłuchał ― zbliżył się do przodu i wskoczył Ronowi na ramię.

   ― Ech… nie mogłeś mnie chociaż raz posłuchać, co? Jesteś zielony, obślizgły i zimny. Żadna przyjemność z trzymania cię na ramieniu.

   Zwierzak tylko kiwał się to w jedną, to drugą stronę, mocno przytrzymując się ramienia Rona.

   ― Dobra, jak tam sobie chcesz. Ale jak ci się coś stanie, to już nie moja wina. Sam tu przylazłeś.

   Ron z żabertem na ramieniu siedział przed dogasającym ogniem. Po krótkiej chwili ognisko całkowicie wygasło, a Ron rozpalił je od nowa, aby szybciej wyschnąć. Zwierzak cały czas nie opuszczał jego ramienia.

   ― Wiesz co? Ty jak chcesz, to wcale nie jesteś taki zły, ale nadal wyglądasz paskudnie. Co i tak nie zmienia faktu, że burczy mi w brzuchu. ― Ron ogrzewał się przy ognisku.

   Hermiona wyszła z namiotu, aby się przewietrzyć i w tym momencie była świadkiem naprawdę miłej sceny. Ron wraz z żabertem na ramieniu siedział przy ognisku i obaj się ogrzewali od płomieni.

   ― Och, Ron, przeprosiłeś go. ― Hermiona uśmiechnęła się wesoło. ― Bardzo się cieszę, Ron, że w końcu to zrobiłeś.

   ― Właściwie to ja go nie przeprosiłem. Ta małpiatka sama tu przylazła…

   Hermiona go nie słuchała, usiadła tylko przy nim i pogłaskała żaberta, a ten przeniósł się na jej ramię.

   ― Popatrz, jaki on śliczny ― stwierdziła Hermiona.

   ― Jaki śliczny? ― zapytał Ron. ― Raczej paskudny.

   ― Nie znasz się ― odparła Hermiona i pieszczotliwie mówiła do żaberta. ― Widzisz? ― Wskazała na jego czoło. ― Nie jest czerwony, czyli uważa, że jest bezpieczny w naszym towarzystwie. Jeśli będziesz chciał mu coś zrobić, to z powrotem się zabarwi.

   Ron nie zdążył nic odpowiedzieć, bo właśnie Harry wyszedł z namiotu.

   ― O, co ja widzę, czyżby wielkie pojednanie? ― zdziwił się.

   ― Nie ― odpowiedział automatycznie Ron. ― Raczej chwilowe zawieszenie broni. A ty, małpiatko ― Ron wskazał na żaberta ― nawet nie myśl, że zmieniłem o tobie zdanie. Dalej jesteś paskudna.

   Żabert wyszczerzył wesoło zęby i wydał z siebie dziwny, jakby kpiący dźwięk, a Ron, Harry i Hermiona roześmiali się wesoło.

   Żabert kilka godzin później zniknął gdzieś w gąszczu gałęzi i liści. Kiedy siedzieli razem w namiocie, ich rozmowa skierowała się na to, co się działo wokół nich. Najpierw rozmawiali o Dumbledorze, potem mówili o stacji radiowej, która nadawała prawdziwe wiadomości. Radość po „pogodzeniu” się żaberta i Rona zniknęła bez powrotnie. Mieli większy problem.

   Hermiona podeszła do Harry’ego.

   ― Musimy pogadać ― powiedziała.**

   Spojrzał na książkę, którą wciąż trzymała w ręku: Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore’a.

   ― O co chodzi? ― zapytał z niepokojem.

   Przyszło mu na myśl, że może znalazła rozdział poświęcony jemu; nie był pewny, czy zniesie tę wersję jego znajomości z Dumbledore’em. Odpowiedź Hermiony całkowicie go zaskoczyła.

   ― Chcę się zobaczyć z Ksenofiliusem Lovegoodem.

 

 

 

 

 

* fragment książki Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K. Rowling, tłumaczeniu A Polkowskiego, str. 404

** od tego momentu aż do końca opowiadania treść pochodzi z książki Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K. Rowling, w tłumaczeniu A. Polkowskiego, str. 406-407

Komentarze

  1. Jak już pisałam, zasługujesz na wygraną ;P Miniaturka świetna! ;***
    Weny życzę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam długi , będzie długi ; ) . Po pierwsze: Ronald jest prześmieszny , ubawiłaś mnie do łez. ,, To jeszcze nie koniec!'' hhhahhahha. Po drugie: Błędów nie wytykam , bo dużo nie widzę , a w tych sprawach to ty jestes ekspertką. Po trzecie: ,,― Ałł ― stęknął głośno.
    ― Ron! Żabertowi nic się nie stało? ― zapytała Hermiona.
    ― Skąd mam wiedzieć? A co ze mną? O mnie się nie martwisz? ― wyrzucił Ron Hermionie.
    ― Sam się o to prosiłeś ― odpowiedziała butnie Hermiona. ― A on… on był tylko głodny.
    ― Ja też jestem głodny, wiesz? I jakoś nie mogę go zjeść…'' zła Hermionka! Tym fragmentem jak i całym tekstem doprowadziłaś mnie do łez;) Śliczny żabert , ecie pecie, u Hermki wzbudził się instynkt macierzyński;P. Po czwarte: Uwielbiam w jaki sposób łączysz kawałek opowiadania z Harry'ego i swój tekst. PO MISTRZOWSKU!
    Po piąte: Budowa zdań, naturalność wypowiedzi - dla mnie czarna magia, a ty ? Pestka , prawda? Gratuluję wygranej , Kamilko! Oby tak dalej , mam nadzieję ,że wybaczysz mi wydłużenie komentarza cytatem ;PP

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! Naprawde nie dziwie sie, ze wygralas ;D Placze ze smiechu >>>>
    ''Masz przeprosić tego żaberta, Ronaldzie! ''
    Zajebiste ;) i szkoda, ze nie masz ilustracji do innych miniaturek, bo to swietny pomysl :) (moze ja tez sprobuje zrobic jakas?)

    Domi

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszę ten komentarz po raz trzeci i nawet nie pytaj czemu. Podpowiem, że to wina tych małych debili przez których szlag mnie jasny trafia. Ugh, whatever.
    Wchodząc tu dziś po raz setny, dopiero teraz przyszło mi do głowy, żeby skomplementować nagłówek. Jest naprawdę ładny wizualnie, ale jeszcze bardziej podoba mi się tekst, głównie przez piosenkę. Moim zdaniem jest perfekcyjnba do zwiastunów i bardzo dobrze mi się kojarzy, no i bardzo często się przy niej wzruszam, ale cii!
    Już większość tego co chciałam tutaj napisać przekazałam Ci osobiście, ale może znajdzie się oś co pominęłam.
    Jedyna rzecz, a właściwie osoba, która mi się nie podobała, to Hermiona. Ta postać jakoś nieszczególnie przypadła mi do gustu i w każdej części działa mi niesamowicie na nerwy, ale to pewnie też przez moje nastawienie. No ale błagam, czy ona musi się tak przemądrzać? Grr.
    Jak już jestem przy tym temacie, to od razu napomknę o tym, jak w tym wszystkim szkoda mi Rona :c Biedny chłopak ma pecha we wszystkim, czego się dotknie. A Żabert to w ogle totalnie mu dołożył hahahaah
    A, właśnie, nie podobało mi się zakończenie. To znaczy ten fragment, gdzie Ron zawiesił broń ze zwierzakiem. Nie chodzi oczywiście o to, że zostało to źle napisane, ale ja jednak wolę bardziej dramatyczne zakończenia, więc to tylko moje odczucia.
    Szczerze, to nie dziwię się, że wygrałaś. To jest naprawdę dobre i obiecuję, że znajdzie się na szczycie listy moich ulubionych miniaturek Twojego autorstwa (tak, planuję taką zrobić, potem Ci podeślę). I oczywiście popieram moją przedmówczynię, bo pomysł z ilustracjami jest naprawdę dobry, powinnaś go wykorzystać. Wiem, że nieszczególnie je lubisz, ale warto spróbować, czasami może nawet dodać humoru :D
    Postać Harry'ego jak dla mnie trochę odbiega od normy, nie to co np. Ron czy Hermiona, ale taki roześmiany Harry, to fajny Harry. Mam nadzieję, że jeszcze często się z tym spotkam.
    Kiedy tylko skończę czytać Twoje miniaturki zabieram się za fanfiction.net i muszę nadrobić zaległości, zmotywowałaś mnie haha
    To wszystko powyżej jest pewnie totalnie niezrozumiałe, ale trudno, strałąm się. Mogę jedynie obiecać, że następne komentarze będą dłuższe i lepsze, oraz przede wszystkim dodam je od razu po przeczytaniu, bo potem ciągle się z tym spóźniam, a nienawidzę pisać pod presją. Dobra, nieważne xD
    Życzę dalszych sukcesów Kamilko i dużo weny :*
    PS: Dalej mam małą nadzieję, że przedłużysz pobyt, żal :c

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna miniaturka, oryginalny pomysł - niezłe uzupełnienia kanonu, a w ogóle wszystkie dotychczas przeze mnie przeczytane są świetne; powoli zapoznaje się z każdym

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Lot