Dzieciak z blizną w kształcie błyskawicy - alternatywny rozdział pierwszy KF


Dzisiaj, po dosyć długiej przerwie, publikuję pewne opowiadanie... Na Boże Narodzenie roku poprzedniego  blog Harry Potter Kolekcja ogłosił konkurs, w którym można było wygrać egzemplarz "Harry Potter i kamień filozoficzny" w oprawie dla dorosłych. Wystarczyło jedynie napisać alternatywny pierwszy rozdział Kamienia Filozoficznego, który miał udźwignąć wszystkie tomy HP. Niestety, nie wygrałam, jednak mimo wszystko chciałabym, abyście Wy ocenili tę pracę. Chociaż zgadzam się, że zwycieska praca jest naprawdę ładnie napisana i jest lepiej napisana, niż moja :-)


"Harry Potter i kamień filozoficzny"

Alternatywny ROZDZIAŁ PIERWSZY

DZIECIAK Z BLIZNĄ W KSZTAŁCIE BŁYSKAWICY



   Albus Dumbledore wiedział, że stało się coś okropnego i nieodwracalnego. Pióro w jego dłoni zawisło nad dokumentami, a cisza w pomieszczeniu nagle zaczęła mu przeszkadzać.
   Powoli wstał z krzesła, kiedy nagle płomienie w kominku zrobiły się zielone. W jednym momencie najpierw pojawiła się głowa, a po chwili reszta ciała kobiety. Innym wydawałoby się to dziwne, a może nawet i niedowierzaliby w to, co zobaczyli. Na Albusie Dumbledorze nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia, można nawet powiedzieć, że był przyzwyczajony do ludzi pojawiających się z płomieni.
   – Dzień dobry, Dumbledore – przywitała się kobieta, nie kryjąc swojego złego humoru.
   – Witaj, Milicento. Czy coś się stało? – Dumbledore zadał to pytanie jedynie z czystej grzeczności, ponieważ już w tamtym momencie wiedział, że coś musiało się stać.
   – Bardzo dużo, Dumbledore, bardzo dużo – odpowiedziała mu Milicenta. – ON już nie żyje. Sam-Wiesz-Kto zniknął, chwilę wcześniej mordując Potterów.
   Dumbledore przez chwilę nie wiedział, co czuć. Wcześniej był niemalże pewny, iż to w końcu będzie musiało się stać. Nie powinien być zaskoczony, jednak mimo wszystko…    
   Zerknął na Milicentę, po czym starał się pogodzić z tym, iż Potterowie stali się kolejnymi ofiarami tej wojny.
   – Kiedy to się stało? – zapytał szorstkim tonem.
   – Przed chwilą – odpowiedziała. – Za góra dziesięć minut na miejscu będzie brygada uderzeniowa.
   – Czy jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć? – Dumbledore z postawy Milicenty Bagnold wywnioskował, iż najważniejszą informację zostawiła na koniec. Wykrzywiła lekko usta, po czym odpowiedziała:
   – Podobno ich dzieciak przeżył. – Tą informacją wywołała lekkie zdumienie na twarzy Dumbledore’a, ale i to uczucie szybko znikło; stało się tak, jakby informacje, które posiadał, właśnie ustawiły się na właściwe miejsce. Potrzebował jeszcze tylko kilku informacji…
   – Harry? Harry przeżył? – zapytał, jednak nie doczekał się zapewnienia, iż tak się stało, albowiem nagle w kominku pojawiły się kolejne dwie osoby.
   – Witaj, Korneliuszu, witaj, Bartemiuszu. – Dumbledore przywitał się z dwoma pracownikami z ministerstwa. Kiedy w jego gabinecie przed kilkoma minutami pojawiła się Milicenta, był pewny, że ktoś przyjdzie za nią.
   – Co teraz masz zamiar zrobić, Dumbledore? – zapytał mężczyzna nazwany Bartemiuszem, od razu przechodząc do rzeczy.
   – Myślę, że to nie ode mnie zależy, co będzie dalej się działo w naszym świecie. – Dumbledore posłał szybkie spojrzenie w stronę Milicenty. – Aczkolwiek powinniście zachować szczególną ostrożność, ponieważ wielu zapewne zechce w huczny sposób świętować zakończenie wojny.
   Bartemiusz zerknął na Dumbledore’a, jakby nie wiedział, o czym tamten mówi.
   – On przeżył, Dumbledore – stwierdził dosadnie Bartemiusz. – To jest niemożliwe.
   – Gdyby było niemożliwe, toby się nie stało – odpowiedział Dumbledore. – A co do jego dalszego życia… Uważam, że powinniśmy umieścić Harry’ego u jego najbliższych żyjących krewnych, czyli u siostry jego matki.
   – Czy oni czasami nie są mugolami? – zapytał Korneliusz z lekkim skrzywieniem na twarzy.
   – Są – stwierdził krótko Dumbledore.
   – Czy ty zwariowałeś, Dumbledore?! – krzyknął na niego Bartemiusz. – Chcesz go zostawić u MUGOLI?!
   Dumbledore obrzucił go badawczym spojrzeniem.
   – Nie rozumiem, w czym widzisz problem, Barty.
   – Ty nie rozumiesz… nie rozumiesz… ja zaraz zwariuję! – krzyknął Barty opadając na krzesło postawione przed biurkiem.
   – Dumbledore, przecież tak nie można! – stwierdziła Milicenta. – A co, jeśli jego zwolennicy będą chcieli pomścić śmierć swojego pana? Uważasz, że mugole sobie poradzą, kiedy oni pojawią się w ich domu?
   Dumbledore był niemal w stu procentach pewny, że nikt nie napadnie rodziny Harry’ego, musiał zadać jeszcze tylko jedno pytanie.
   – Kto zginął pierwszy? – zapytał spokojnie, całkowicie wyrywając z kontekstu swoich rozmówców.
   – Co? – zdziwiła się Milicenta, nie wiedząc, o czym mówi Dumbledore.
   – Kto zginął pierwszy? Lily czy James? – powtórzył swoje pytanie.
   – Prawdopodobnie James, ale to dopiero będzie ustalone – odparł pospiesznie Korneliusz.
   Dumbledore już był pewny, że ma rację.
   – W takim razie uważam, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli Harry zostanie ze swoją ciocią.
   – Ale to… mugole! – odpowiedział Bartemiusz, jakby to wyjaśniało wszystko. – Oni nie zrozumieją, kim on jest! Ten chłopak będzie sławny!
   – Mimo to dalej upieram się przy swoich racjach – uśmiechnął się Dumbledore.
   – Nie ma mowy – stwierdził twardo Bartemiusz. – Korneliuszu, za chwilę wraz z brygadą uderzeniową będziecie wyruszać do Doliny Godryka, powinieneś być już w ministerstwie.
   Wszyscy wstali.
   – Nawet nie ma mowy, Dumbledore, żeby on został z tymi mugolami – zakończyła rozmowę Milicenta i po wrzuceniu do płomieni jakiegoś proszku, zniknęła w nich wraz z pozostałą dwójką mężczyzn.
   Dumbledore nie ociągał się nawet przez chwilę. Gdy był pewny, że podróż jego gości już się skończyła, sam podszedł do kominka i w nim znikł, pojawiając się w pustym pomieszczeniu. Nie został tam długo – szybko deportował się stamtąd i już po chwili stał przed ruinami budynku w centrum Doliny Godryka.
   Wokół przechodziło wiele dzieci, jednak mogło się wydawać, że żadne z nich nie zauważyło pojawiającego się znikąd starego człowieka. Nie zwracali także uwagi na zniszczony budynek. Dumbledore powoli wchodził do środka, uważając, aby nic się nie zawaliło. Najpierw zobaczył zwłoki Jamesa – nie zwrócił, czy też raczej nie chciał zwracać, na nie uwagi. Podszedł do podniszczonych schodów i wszedł na górę. Tam pomieszczenia wyglądały o wiele gorzej, niż na dole. Ściany były jakby stopione, wszystko zlewało się w jedną całość.
   Dumbledore szybko znalazł pomieszczenie, do którego zmierzał. W środku minął ciało Lily Potter, na które także nie chciał zwracać uwagi. W kołysce zauważył głośno płaczącego chłopca i dopiero nim się zainteresował. Podszedł jeszcze bliżej i podniósł go z łóżeczka, kątem oka zauważając na jego czole krwawiącą ranę.
   Nagle usłyszał dźwięki na dole, po czym nastąpiło skrzypienie schodów, po których wbiegało kilka osób. Dumbledore, na nic nie czekając, znikł z głośnym trzaskiem.

***

   Małe dziecko leżało w szpitalnym łóżku i smacznie spało. Dumbledore zerknął na nie i wyszedł z pomieszczenia, wierząc, że znalazło się pod właściwą opieką. Wracał właśnie do swojego gabinetu i myślał, jak potoczy się następna rozmowa z Milicentą Bagnold, która zapewne będzie miała miejsce w ciągu najbliższych kilku minut. Milicenta bowiem była naprawdę twardą kobietą, kiedy coś postanowiła, tak miało być.
   Dumbledore w końcu dotarł do swojego gabinetu. Usiadł na zdobionym krześle, szybkim ruchem dłoni poprawił swoje okulary połówki i czekał.
   Minęło góra pięć minut, kiedy Milicenta, wraz z Korneliuszem i Bartemiuszem, wyszła z kominka.
   – Dumbledore! – warknęła głośno, jednak nic więcej nie powiedziała, kiedy do rozmowy wtrącił się Bartemiusz.
   – To jest otwarte przeciwstawienie się nakazom ministra, Dumbledore! – krzyknął. – Możemy cię za to wsadzić do więzienia!
   Dumbledore w spokoju przyglądał się trójce swoich gości.
   – Nie rozumiem, Barty, o co tyle krzyku – stwierdził. – Może usiądziecie, poczęstujecie się cytrynowymi dropsami…
   Bartemiusz posłał mu mordercze spojrzenie, jednak Dumbledore się nie speszył. Milicenta zaś uspokoiła się trochę i usiadła na krześle, częstując się cukierkiem. Mężczyźni widząc jej zachowanie, także opuścili trochę z tonu i po chwili wszyscy już siedzieli, czekając, aż Dumbledore kontynuuje.
   – To wielki dzień – stwierdziła Milicenta. – Przez ostatnią dekadę mieliśmy naprawdę niewiele powodów do radości. Miałeś rację, Dumbledore, do tego momentu odbyło się przynajmniej dziesięć interwencji aurorów o naruszenie zasad tajności przez czarodziei. Wszyscy świętują, wszędzie latają sowy… mugole już zaczęli na to zwracać uwagę.
   – Trudno się im dziwić, Milicento – stwierdził Dumbledore. – Sama powiedziałaś, że jego śmierć jest naprawdę radosną nowiną.
   – Nie chciałbym wam przeszkadzać, jednak mieliśmy zdecydować, co z Harrym Potterem – wtrącił się niecierpliwie Barty.
   – Ciągle jestem tego samego zdania, Barty – odpowiedział mu Dumbledore. – Czy chcecie, żeby nam wyrósł mały królewicz? Zapewne będzie miał sporo problemów z powodu tego wydarzenia. To chyba jak najbardziej logiczne, iż nie powinien być rozpieszczany, co by na pewno się stało, gdyby był wychowywany przez rodzinę czarodziei.
   – Ale… – Milicenta powoli przestawała wierzyć w swoje racje.
   – Myślę, że Harry’emu najlepiej będzie z ciotką i wujem.
   W tym momencie decyzja zapadła.
   – Czy to prawda, że Potterowie byli pod Fideliusem? – zmienił temat Korneliusz.
   Dumbledore zerknął na niego z uwagą.
   – Byli – stwierdził krótko, nie chcąc się wdawać w szczegóły. Korneliusz jednak nie był głupi, szybko domyślił się, o czym Dumbledore nie chciał mówić.
   – To on – warknął głośno. – Tamten…
   – Tak, Korneliuszu – rzekł Dumbledore. – Jednak został już złapany i czeka na zesłanie do Azkabanu, prawda, Barty?
   – Tak – odpowiedział Bartemiusz. – Siedzi obecnie w ministerskim areszcie. Zbyt szybko na wolność to on nie wyjdzie…
   Siedzieli przez krótką chwilę w ciszy.
   – Tak więc Harry Potter zostanie odesłany do mugoli, tak? – zapytał Bartemiusz. Widać, że nie jest za takim obrotem spraw.
   – Tak – zgodził się Dumbledore z Milicentą, po czym wszyscy zaczęli wstawać.
   – Do widzenia, Dumbledore – pożegnali się mężczyźni, po czym zniknęli w kominku. Dumbledore został z Milicentą.
   – Jak masz zamiar go im dostarczyć? – zapytała Milicenta.
   – W bardzo prosty sposób. Zostawię go przed drzwiami wraz z listem wyjaśniającym całą sytuację – odpowiedział jej Dumbledore, po czym wyszli z gabinetu. Minęło przynajmniej pięć minut, zanim doszli na miejsce. Harry nadal leżał spokojnie w łóżku. Poppy, która miała się nim opiekować, krzątała się po pomieszczeniu.
   – Witam cię znowu, Poppy – powiedział Dumbledore. – Chyba już czas na to, aby odwieźć Harry’ego do jego nowego domu. – Uśmiechnął się lekko.
   – Och, Albusie, taki rozkoszny z niego dzieciak – stwierdziła Poppy. – Ani razu nie zapłakał, a przecież wiemy, że ma do tego sporo powodów. Ach, on nic nie wie…
   – Przynajmniej może jeszcze trochę rozkoszować się zwykłym życiem, prawda? W końcu w przyszłości na pewno ono takie nie będzie… – rzekła Milicenta, w której nagle odezwały się matczyne uczucia. Podeszła do łóżka i biorąc Harry’ego na ręce, przytuliła go do piersi.
   – Musimy już znikać, Poppy – powiedział Dumbledore. – Mogłabyś udostępnić nam swój kominek? – poprosił.
   Poppy pokiwała lekko głową, po czym zaprowadziła ich do swojego gabinetu. Podała im mały woreczek, w którym znajdował się zielony proszek. Albus wrzucił odrobinę do kominka i wraz z Harrym i Milicentą wszedł do kominka.
   Dumbledore po raz kolejny tego dnia pojawił się w pustym pomieszczeniu, w którym złapał mocno Milicentę za ramię i zniknęli, już po chwili znajdując się na ulicy Privet Drive w Londynie.
   W ciszy Dumbledore wraz z Milicentą trzymającą Harry’ego podeszli do domu znajdującym się pod numerem czwartym. 
   – I mamy go tutaj, ot tak, zostawić? – Milicenta przelotnie zerknęła na chłopca w jej ramionach.
   – Dokładnie tak, Milicento – odpowiedział jej Dumbledore. Wziął od niej Harry’ego, który był otulony w gruby kocyk. Pod niego włożył list, który informował Petunie o zaisniałej sytuacji.
   – To konieczne, Dumbledore?... – zapytała cicho.
   – Tak – odpowiedział jej krótko, po czym Milicenta złapała się go za ramię i razem zniknęli.
   Mały chłopiec leżał spokojnie w tobołku przed drzwiami. Blizna w kształcie błyskawicy, która w przyszłości miała przysporzyć mu wiele problemów, lekko krwawiła.





Komentarze

  1. No , no jestem dumna Katusie♥ Powinnaś wygrać , czekam na pierwsze rozdziały wiesz-czego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój pierwszy rozdział "Kamienia..." spodobał mi się, choć nie będę kłamać, pani Rowling był lepszy ;P No ale co jak co, każdy, kto kocha jej twórczość, by tak powiedział. W końcu to fan, nie? :P
    Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu ktoś pisze znak zapytania przed trzema kropkami! Nie wiem dlaczego, ale irytuje mnie gostek, który pisze inaczej :D Chociaż... ja też źle pisałam xD
    Brakowało mi Syriusza. I McGonagall. I Hagrida. Sama nie wiem czemu, ale się nie czepiam. Nie znalazłam żadnych błędów, chociaż ja nie jestem specjalistką od nich :P
    Weny mnóstwo życzę, przeciwniczko w Sama-Wiesz-Jakim konkursie, i życzę, żebyś wygrała :) Połamania pióra, palców albo klawiatury ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej na harrypotter-przepowiednia.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pieprzone dropsy i Dumbledore (sorry za przeklenstwa, ale inaczej nie moge).
    Tak sobie mysle, te on wcale nie jest lepszy od Voldiego... Ale notka mi sie podobala ;) jak zawsze swietna, chociaz za duzo mi tu dyrektora

    Weny :)
    Domi

    OdpowiedzUsuń
  5. dobry rozdział choć moim zdaniem trochę za wiele wyjaśnia jak na początek całej historii

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze to nie dziwię się, że nie wygrałaś. Za dużo informacji jak na pierwszy rozdział. A poza tym... Bohater przechodzący nad zwłokami w książce dla dzieci?! I to w pierwszym rozdziale? Ja bym się chyba zniechęciła do czytania dalej

    Ale ogólnie czytało się dosyć przyjemnie xd
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Lot