O mrozie, nadziei i złamanej różdżce


Dzisiaj, w związku ze zbliżającymi się świętami, trochę bardziej wigilijnie. Ten tekst kisił się na dysku twardym przynajmniej od września i czekał na odpowiednią porę. Wiem, jestem wredna ;-) Ale jeśli już jestem szczera, to przyznaję, nie jestem zbytnio zadowolona z tego tekstu. Był sprawdzany kilkanaście razy, więc błędy nie powinny się pojawić, ale wiecie, jak to jest. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i proszę o komentarze, nawet nie wiecie, jak one pomagają. Życzę Wam wszystkim wesołych świąt ;-)


Tekst jest takim jakby dokończeniem rozdziału, o ile się nie mylę, "Sekret Bathildy" w HPiIŚ. Zaczyna się w momencie, w którym owy rozdział się kończy.


Dla Niezrównoważonej.
Niby niczym się nie przyczyniłaś do powstania tego tekstu,
nie ma tu Syriusza,
ale jednak mam nadzieję, że Ci się spodoba :-)


O mrozie, nadziei i złamanej różdżce





   Harry siedział na ziemi opierając się o oblodzone drzewo. Zamknął oczy, lecz po chwili je otworzył czując, że rzęsy przymarzają mu do skóry. Patrzył na śnieg wokół i zastanawiał się, czy to, co robi, ma jeszcze sens. Musiał to przed sobą przyznać – nie wiedział, co dalej. Tracił siły i chęci na tym bezowocnym poszukiwaniu. Jedyny punkt zaczepienia, czyli Dolina Godryka, okazał się porażką. Wyprawa sprawiła, że omal tam nie zginęli. Nie chciał następnej takiej sytuacji.
   Mijały godziny, a Harry… zdał sobie sprawę, że nie miał już na to siły. Chciał się poddać, zostawić to wszystko dla kogoś innego – on już nie potrafił dalej szukać. Marzył o tym, aby wrócić do Hogwartu i kontynuować naukę, jednak ani on, ani Hermiona nie mogli tego zrobić. Był przecież najbardziej poszukiwaną osobą w kraju i choćby bardzo chciał, nie mógł wrócić.
   Nie wiedział już, co zrobić. Czy nie łatwiej byłoby oddać się w ręce Voldemorta? Skończyłoby się to wieczne uciekanie, nie musiałby się niczym przejmować. Miał nadzieję, że Voldemort chciałby to jak najszybciej załatwić, tylko jedna Avada kedavra i byłoby po sprawie…
   – Harry… – zaczęła cicho Hermiona, która wyszła z namiotu. – Wejdź do środka, odpoczniesz, ugrzejesz się…
   Harry uniósł lekko głowę i zerknął na nią beznamiętnym spojrzeniem.
   – Mogę jeszcze zostać – odparł sucho.
   Hermiona spojrzała na niego ze łzami w oczach, jednak usilnie starała się powstrzymać od płaczu.
   – Dobrze – zgodziła się, ponieważ wiedziała, że nic nie wskóra. – Ja może… spróbuję zdobyć trochę jedzenia, dobrze? Myślę, że w ciągu tej godziny uda mi się wrócić.
   – To idź. – Harry’emu właściwie było bez różnicy, czy Hermiona pójdzie, czy nie. W tym momencie nawet nie zdziwiłby się, gdyby nie wróciła.
   Hermiona rzuciła na niego ostatnie spojrzenie i ruszyła do przodu; nie odwróciła się do momentu, w którym wyszła poza zasłony. Z tego, co wiedział, nie powinna go już wtedy widzieć.
   Harry’emu wydawało się, że widział jeszcze płynącą po twarzy Hermiony łzę. I nie potrafił wierzyć, że ona jeszcze tu wróci. Zostawi go tak samo, jak Ron, a wtedy… wtedy to już będzie koniec. Nie będzie miał żadnego powodu, aby dalej walczyć.
   Minęła pierwsza godzina – Hermiona nie wróciła. Minęła druga, a jej dalej nie było.
   Myślę, że w ciągu tej godziny uda mi się wrócić.
   Harry siedział, dalej opierając się o drzewo i poczuł, że naprawdę został sam.


   Zapadł zmrok, gdy Harry nagle usłyszał trzask teleportacji, a w miejscu, w którym kończyły się zasłony, pojawiła się Hermiona. Harry spojrzał na nią jak na ducha – przecież to niemożliwe, że ona tu jest. Nie mogła wrócić…
   Hermiona miała ze sobą dwie siatki z zakupami. Harry spoglądał na nią w niedowierzaniu, kiedy rozglądała się wokół. Widział, jak jej usta ruszają się, jakby coś szeptała, a po chwili dużo głośniej zapytała:
   – Harry?
   Harry’ego zastanawiało, dlaczego ona po prostu nie wchodziła, ale po chwili zrozumiał, że działają zasłony. Przez chwilę zerkał na nią tępo, ale zaraz wstał i podszedł bliżej.
   – Harry! – krzyknęła błagalnie. Dzieliło go od Hermiony nie więcej, niż trzy stopy. Wyciągnął jej różdżkę – właściwie dopiero teraz się zorientował, że poszła bez niej – i zaczął ściągać osłony. Kiedy ostatnia bariera zniknęła, Hermiona mogła już go zobaczyć. Z ulgą podeszła do niego.
   – Och, Harry. – Niespodziewanie go przytuliła. Odwzajemnił niepewnie uścisk, czując, że jego złość na przyjaciółkę za złamanie jego różdżki powoli mijała.
   – Nie miałaś na drodze żadnych problemów? – zapytał cicho, próbując podtrzymać rozmowę, kiedy odsunęła się od niego.
   – Omal nie natknęłam się na bandę śmierciożerców – oznajmiła, kiedy powoli zaczęli iść w stronę namiotu, a Harry wziął od niej reklamówki. – Chociaż… właściwie nie mam pewności, czy to byli śmierciożercy, ale żadne z nich nie ukrywało się ze swoją magią. Szybko się stamtąd deportowałam, mam nadzieję, że żaden z nich nie zdążył mnie zauważyć…
   Pomiędzy nimi zapadła cisza przerywana przez skrzypienie śniegu pod ich nogami.
   – Cieszę się, że wróciłaś – powiedział cicho Harry. Hermiona nie odpowiedziała, ale był pewny, że go usłyszała.


   Śnieg znowu zaczął padać. Harry siedział przed namiotem w grubym polarze i zarzuconej na niego zamszowej kurtce, a mimo to dalej było mu zimno. Dodatkowo grzał sobie ręce od płomyczka w słoiku zaczarowanym przez Hermionę. Sam nigdy nie nauczył się ich wyczarowywać.
   – Harry – Hermiona wyszła z namiotu – chodź się ogrzać, nie powinieneś siedzieć tak długo na mrozie. Obojgu nam przyda się trochę odpoczynku, myślę, że obecnie nałożone zaklęcia powinny wystarczyć.
   – Niech ci będzie – odparł, jakby zmuszał się do zejścia z warty, jednak w głębi duszy naprawdę się z tego cieszył. – Mam nadzieję, że w środku jest chociaż odrobinę cieplej, niż na zewnątrz – stwierdził, drżąc z zimna i wszedł do namiotu. Po namiocie rozchodził się przyjemny zapach ciepłego jedzenia.
   – Jest wigilia – stwierdziła Hermiona, jakby to wszystko wyjaśniało.
   – Anglicy przecież nie obchodzą wigilii – odparł bez namysłu Harry.
   – Mugole nie, ale czarodzieje i owszem – odpowiedziała i podeszła do stołu. – Chociaż w Hogwarcie nigdy tego nie było… Szkoda, że nasza szkoła nie podtrzymywała tej tradycji.
   Harry zerknął na stół, na którym stało kilka półmisków z jedzeniem. W pierwszym odruchu chciał się na nie rzucić, ponieważ już od dawna nie jadł niczego normalnego i ciepłego zarazem. Opanował się jednak i w ślad za Hermioną ruszył do stołu, siadając obok niej.
   – Nic więcej nie udało mi się zdobyć.
   – Cieszę się, że w ogóle pamiętałaś o świętach.
   Zaczęli jeść w ciszy. Harry zapchał pierwszy głód, a potem wolniej zaczął rozkoszować się smakiem jedzenia.
   – Pamiętasz te wykwintne obiady, które były podawane podczas świąt w Hogwarcie? – zaczęła rozmowę Hermiona.
   – Jakżebym mógł zapomnieć – odpowiedział z błogim uśmiechem Harry, przypominając sobie hogwarckie święta. – To tam po raz pierwszy tak wiele jadłem podczas świąt. Dursleyowie nie pozwalali mi jeść więcej, niż jedną potrawę. Za oznakę swojej hojności uznawali to, że mogłem sam sobie wybrać, co chciałem zjeść – stwierdził z goryczą. – Cieszę się, że nie muszę już do nich wracać. Właściwie nawet nie wiem, gdzie oni są… ale może to i dobrze. Może nie byli najlepszą rodziną, jaką mógłbym mieć, ale jednak i im należy się bezpieczeństwo.
   – Moi rodzice teraz podróżują po Australii – rzekła ze smutnym uśmiechem. – Jako Monica i Wendell Wilkinsowie. Chciałabym spędzić z nimi choć trochę czasu, mimo że oni nawet mnie nie pamiętają… – Głos jej się załamał.
   Siedzieli bez słowa spoglądając na płomyk świecy, który poruszał się pod wpływem słabych podmuchów powietrza, które wlatywały do środka.
   – Pamiętasz, Harry, w jaki sposób się zaprzyjaźniliśmy? – zapytała znienacka, nie chcąc wracać do poprzedniego tematu.
   – Takich rzeczy się nie zapomina – stwierdził uśmiechnięty. – Nawet nie wiesz, jak spanikowaliśmy, kiedy się zorientowaliśmy, że jesteś w tej łazience… – zaśmiał się Harry.
   – Uratowaliście mnie – odpowiedziała. – Mimo że byłam tak nieznośna.
   Harry automatycznie chciał zaprzeczyć
   – Nie, wcale nie byłaś… – zaczął, ale zamilkł pod karcącym spojrzeniem Hermiony. – No dobrze, może trochę.
   – Byłam okropna – zaśmiała się Hermiona.
   – Byłaś – zgodził się po chwili Harry. – W życiu nie zapomnę, jak uczyliśmy się Wingardium Leviosa. Wing-gar-dium Levi-o-sa, „gar” ma być melodyjne i długie – przedrzeźniał ją Harry.
   – Do tej pory pamiętasz praktycznie słowo w słowo, co powiedziałam ponad sześć lat temu, a z wykładów, które odbywały się poprzedniego dnia nic nie pamiętałeś! – zaśmiała się.
   – To jest tak zwana wiedza bezużyteczna. Mózg lubi przyswajać sobie takie informacje – stwierdził filozoficznie. – Ale wiesz… dopóki uważaliśmy cię za zwykłą przemądrzałą dziewczynę z klasy, byłaś naprawdę irytująca. Później jednak wszystko się zmieniło. Gdyby Quirell nie wpuścił tego trolla do szkoły, wszystko byłoby inaczej. Prawdopodobnie nie bylibyśmy teraz tutaj, w środku lasu, uciekając przed śmierciożercami.
   – Wszystko byłoby całkowicie inaczej – zgodziła się Hermiona, jakby dopiero co sobie to uświadomiła. – Może i dziwnie to zabrzmi, ale cieszę się, że jesteśmy teraz w tym miejscu, razem. Nigdy chyba nie zrezygnowałabym z naszej przyjaźni.
   – Ja też nie. Chociaż, od kiedy nokautowaliśmy trolla jego własną maczugą, wiele się zmieniło.
   – Wiele – przytaknęła Hermiona.
   Oboje pogrążyli się we wspomnieniach. Mocny podmuch wiatru zatrząsł ich namiotem. Harry napił się mrożonej herbaty, którą Hermiona przyniosła wraz z jedzeniem.
   – Czy kiedykolwiek zrezygnowałbyś z magii? – zapytała cicho Hermiona.
   Harry nie zastanawiał się długo.
   – Nie – odparł. – Nigdy.
   – Nawet jeśli w ofercie miałbyś zwykłe, spokojne życie? Za pół roku kończysz osiemnaście lat, na zawsze mógłbyś uwolnić się od Dursleyów. Może poszedłbyś do jakiejś pracy albo zaczął studiować, a twoim największym zmartwieniem byłoby, czy jakaś dziewczyna zwraca na ciebie uwagę. Nie byłoby żadnych proroctw, horkruksów czy śmierciożerców.
   – Magia jest najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała.  Nigdy świadomie nie zrezygnowałbym z niej. Nawet jeśli nie uda mi się go pokonać, cieszę się, że mogłem przez te kilka lat pożyć w świecie, do którego tak naprawdę pasuję.
   Mocniejszy podmuch wiatru wdarł się do środka gasząc świeczki. Jedynym oświetleniem był mały płomyczek w słoiku, który stał na stole, odkąd Harry go tam położył po powrocie z warty.   
   Hermiona zatrzęsła się lekko, a on odruchowo przytulił ją do siebie i tak siedzieli. Cisza była przerywana przez stukot gradu w sufit namiotu, który właśnie zaczął padać. Mimo że w namiocie panował półmrok, żadne z nich się nie ruszyło, aby zapalić zgasłe świeczki.
   – Kocham cię, Harry – szepnęła Hermiona. – Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam.
   – Ja ciebie też, Hermiono – odpowiedział. – Ja ciebie też.

   Mijały minuty, a oni dalej się nie odzywali. Harry’emu już dawno przeszła złość na Hermionę i nie obwiniał jej o to, że złamała mu różdżkę. To nie była jej wina. Przeżyli, a to się liczyło. Mimo poczucia bolesnej straty, połamanie różdżki to niewielka rzecz. Zdobędzie nową.
   – Zaśpiewajmy kolędę – poprosiła Hermiona. Harry spojrzał na nią zdziwiony, ale ona dalej miała utkwiony wzrok gdzieś w oddali. Zaczął śpiewać cicho pierwszą kolędę, która przyszła mu na myśl:

Cicha noc, święta noc,

   Słowa kolędy rozbrzmiewały w namiocie. Do następnych linijek dołączyła się Hermiona.

Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem,
Nad dzieciątka snem.

Cicha noc, święta noc,
Pastuszkowie od swych trzód
Biegną wielce zadziwieni
Za anielskim głosem pieni
Gdzie się spełnił cud,
Gdzie się spełnił cud.

Cicha noc, święta noc,
Narodzony Boży Syn
Pan Wielkiego majestatu
Niesie dziś całemu światu
Odkupienie win,
Odkupienie win.

   Kolęda nadal rozbrzmiewała im w głowach. Przez chwilę zapomnieli, co ich czeka za materiałowymi ścianami namiotu – była tylko ta chwila i nie przejmowali się, że muszą uciekać. Nie pamiętali – tylko przez tę jedną chwilę – że tak naprawdę odebrano im dzieciństwo. Już jako dwunastolatki – cóż to jest za wiek? – zostali wciągnięci w czarodziejską wojnę. I nic nie mogło ich z niej wyrwać.
   – Chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło – stwierdziła cicho Hermiona.
   – Ja także – odpowiedział Harry.
   Siedzieli tak w ciszy i mieli nadzieję, że kiedyś uda im się wygrać tę wojnę.
  
  






Komentarze

  1. Ohhh! Genialne ale czemu nie dłuższe?! :(
    Hmm... mi bardzo się podobało ;)
    Pozdrawiam
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamulu... Dla mnie dedykacja? Dla mnie? Dla takiej szarej myszki? Wow... Masz gorączkę? Przynieść ci syrop? No bo dla mnie dedykacja? Nie no... Dziękuję Ci bardzo ;*** Czuję się zaszczycona! :D
    A co do miniaturki... Pewnie już wiesz, że kocham Syriusza, Harry'ego, którego torturują i zabijają, albo odchodzi od świata magii i zaczyna żyć jak mugol. Już myślałam, że w tej miniaturce coś się pojawi, jakiś wątek, że Harry opuści magię, lecz... Chociaż podobała mi się scena, gdzie śpiewają kolendy. Magia świąt...
    Ogółem to mi się podoba, lecz coś mi tu brakowało. Sama nie wiem czego... Albo mój mózg wysyła mi informacje, że chce więcej. Nie wiem. :D
    A w jakim konkursie uczestniczysz? Bo ten onet mnie tak wkurza, że ja już niczego nie mogę znaleźć.
    Weny mnóstwo życzę! ;**
    Niezrównoważona

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo fajny, opowiadanie wręcz całe rewelacyjne. Harry .... Troszeczke inny niż zazwyczaj, innymi cud, miód i orzeszk! Z niecierpliwością czekam na kolejną część!! Mogłabyś się z nią troche pospieszyć!!! :p [new-deal-2012.blogspot.com --> u mnie niedawno pojawiła się też dwója, więc zapraszam] :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tylko jedno pytanie i mam nadzieję, że się nie obrazisz, że nie na temat twojego bloga. Czy "Oceny blogów HP" jeszcze istnieją? Uważam, że powinniście zamieści COKOLWIEK na stronie głównej: to, że żyjecie; to, że nie żyjecie; że zlikwidowałyście ocenialnie. COKOLWIEK.
    PS Wybacz, że piszę do ciebie (wiem, nie jesteś szefową), ale tylko kontakt blogowy do ciebie znalazłam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mam być szczera, ta miniaturka podoba mi się znacznie bardziej niż "Czarodziej i zwierzak: to nie może się udać". Nie wiem czy to za sprawą tematyki, czy podkładu, ale to prostu to przemawia do mnie znacznie bardziej. Podczas czytania puściłam sobie "O children" i było idealnie, wszystko świetnie wpasowało się w ten klimat.
    Czytam to sobie na świetlicy, bo piguła nas wygoniła, więc nieco ciężej się było skupić, ale jak się w to wciągnęłam to normalnie chwilami musiałam się powstrzymywać od płaczu, świetne. Nie wiem czemu, ale lubię bardziej tą smutną i straszną tematykę.
    Co do wiedzy bezużytecznej, to mam identycznie jak harry, dosłownie. Mogę Ci słowo w słowo powiedzieć o czym rozmawiałyśmy przez cztery godziny dwa tygodnie temu, ale nie mam pojęcia o temacie z historii którego się wczoraj uczyłam, ani o co chodzi w tych zaawansowanycjh obliczeniach notacji wykładniczej. Ale to wina móżgu, nie moja, nie? ;)
    Mogłam sobie tą miniaturkę zostawić na później, gdzieś bliżej świąt, to byłoby idealnie, ale nie żałuję. Zaintrygował mnie rpzede wszystkim tytuł i nie zawiodłam się. Nie mam pojęcia, czemu nie jesteś z tego zadowolona, naprawdę. Im więcej piszesz, tym będziesz lepsza, aż w końcu Twoje prace będą Cię dosłownie zachwycać tak jak mnie teraz, gwarantuję Ci :)
    Mam nadzieję, że uda mi się przekonać Cię do wysłania jakichś prac które tak jak ta wcześniej, leżą gdzie zakopane w jakimś folderze. Chciałabym Cię w końcu tak ostro skrytykować, ale no nie mam za co ;/ Wierzyłam, że może zakończenie mnie zawiedzie, ale pech- było świetne.
    Teraz rozumiem, czemu wzruszyła Cię scena w namiocie, o któej z resztą rozmawiałyśmy. To naprawdę przykre, że te wszystkie niewinne- jak by nie było- dzieci, są zamieszane w wielką wojnę. Ale mimo wszystko, tak jak Harry, gdybym była na jego miejscu nigdy nie zrezygnowałabym z magii. To najlepsze, co go mogło spokać. Dało mu prawdziwy dom- Hogwart, oraza mnóstwo przyjaciół i pokazało, jak może wyglądać życie. Bez magii nadal siedziałby w komórce pod schodami i w świecie mugoli byłby nikim.
    Zaraz zabiorę się za kolejne miniaturki i postaram się dodać jakieś bardziej wartościowe komentarze, bo coś tak czuję, że z tego i tak nic nie zrozumiesz hahaha ;) Anyway, życzę powodzenia w dalszym pisaniu i wiecznej weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. piękna miniaturka, chociaż do magii świąt jeszcze daleko (chociaż nie w galeriach handlowych gdzie już stoją choinki) wczułam się w klimat; faktycznie czuło się jakby było to doskonale zsynchronizowane dopowiedzenie do rozdziału, jakby tych kilka akapitów jakimś cudem nie dostało się do książki;
    zastanowiło mnie pytanie Hermiony, poczułam jakby ona w każdej chwili była gotowa porzucić magię, nie dziwię się jej - trwa wojna, a to nie jest normalny czas, wyzwala w ludziach najgłębiej skrywane instynkty i zmusza do podejmowania decyzji, o które byśmy siebie nie podejrzewali
    co do odczuć Harry'ego - normalne jest jego wahanie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Wywiad z p. Janem Potykowskim