Kilka drobnostek o lęku i strachu


Napisałam takie króciutkie nieplanowane coś. Tak, wiem – jest to jedna wielka mieszanka wszystkich form trzech czasów – przeszłego, teraźniejszego i przyszłego, ale na to nic nie mogłam poradzić, tak więc proszę – na ten jeden błąd nie zwracajcie uwagi. Myślę, że inaczej nie potrafiłabym tego opisać. Ach, i wiedzcie, że nadużyłam słówka "nie", w tekście występuje aż 81 razy, czyli zajmuje mniej więcej jedną dwudziestą tekstu (tak, policzyłam, czego to się nie robi, żeby odłożyć naukę słówek na angielski). Lekko mi się pisało, więc mam nadzieję, że i Wam lekko będzie się czytało.
Tym razem głównym bohaterem jest Cedrik Diggory. Prawdopodobnie jest trochę niekanonicznie, ale cóż… Oddaję w wasze łapki.


Dla mojego kolegi z ławki,
który uparcie zaglądał mi przez ramię
i chciał się dowiedzieć, o czym piszę, na co oczywiście mu nie pozwoliłam.


Kilka drobnostek o lęku i strachu




   Nie wiem, po co wybrałem wróżbiarstwo jako przedmiot zdawany na owutemach. Przecież w życiu na pewno mi się to nie przyda, prawda? No chyba, że będę chciał zastąpić Trelawney na jej stanowisku, a jestem niemal w stu procentach pewny, że tak się nie stanie. Tak więc po co mam się tego uczyć, skoro nie wierzę ani w prawdziwe przepowiednie, ani we wróżenie z kart… Niestety, skoro już wybrałem, to muszę się męczyć z jakimiś urojonymi wymysłami Trelawney. Dzisiaj kazała nam stworzyć listę, w której mamy zapisać to, czego, tak pokrótce, nie lubimy. Ma to nam pomóc utożsamić się ze swoimi lękami. Ja tam nie czuję żadnej potrzeby spisywania tego wszystkiego, bo i po co? Ale niech już jej będzie…

   Nie lubię soku dyniowego. Nie rozumiem, dlaczego jest on głównym napojem podawanym w Hogwarcie. Nigdy go nie lubiłem i nie mam zamiaru polubić. Pewnego dnia zbiorę się w sobie i pójdę do skrzatów domowych, żeby w końcu przy naszym stole nie był podawany tylko sok dyniowy, ale na przykład herbata. Dlaczego nie mogą najzwyczajniej w świecie zaparzyć jakiejś dobrej Earl Grey? No dobrze, już nie będę tyle wymagał. Wystarczy mi najzwyklejsza herbata, a jak nie, to zadowolę się wodą. Wszystko, byle nie to paskudztwo! Hmm… jeśli mowa o piciu, to nie przepadam także za piwem kremowym. I kawą. Jestem dosyć wybredny, jeśli chodzi o smaki.
   Co mam jeszcze podać? Nie lubię wróżbiarstwa, ot co. Dorzucę to do tej listy, ciekawe, jak zareaguje na to kochana pani profesor. Nigdy nie lubiłem, ale o tym już wspominałem. Chłopaki mi mówili „no dawaj, będzie śmiesznie” (nawiasem mówiąc – namawiali mnie do wielu różnych rzeczy, z których nie jestem zbytnio zadowolony). Niestety, wcale tak nie jest. Nie lubię ani wróżbiarskich kart, ani kul, ani nic, co się wiąże z rzekomym przepowiadaniem przyszłości.
   Jeśli już mowa o przedmiotach, nigdy nie darzyłem sympatią opieki nad magicznym zwierzętami. Może i dobrze mi w niej szło, ale nigdy nie lubiłem tego przedmiotu. Za to z eliksirów nigdy nie szło mi dobrze i nigdy nawet nie udawałem, że je lubię. Głupi przedmiot, tyle.
   Nie lubię żab, ropuch – zwał, jak zwał. Chyba już wolałbym mugolskiego psa, niż magiczną ropuchę (chociaż nie wiem, co magicznego może być w żabie). Po prostu mdli mnie na samą myśl, że miałbym wziąć ją w ręce.
   Kolejną rzeczą, której nie lubię, jest dostawanie złych ocen. Czuję wtedy, że nie wykorzystałem swoich całkowitych możliwości. Mówię sobie – e tam, nic takiego, jedna ocena. Jednak to „e tam” jest taką zasłoną przed tym ukłuciem gdzieś w środku, które mówi „mogłeś więcej”. Wtedy nie wierzę, że ta ocena jest szczytem moich możliwości.
   Nie lubię kiedy woda wpływa mi do oczu – w końcu to dosyć nieprzyjemne uczucie. Gorzej jest, kiedy połączymy ją z jakimś płynem lub innym specyfikiem, jednak sama też nie jest miła. Dlatego nie mam pojęcia, w jaki sposób przeżyłem całą godzinę na dnie jeziora. Bałem się tego zadania – nigdy nie byłem znakomitym pływakiem. Gdybym mógł spędzić godzinę w powietrzu, na miotle – nawet jeśli miałbym uciekać przed dziesiątkami tłuczków – czemu nie? Z chęcią, mogłem nawet dwie. Byleby nie musieć siedzieć pod tą wodą. Najgorszym było, że nie miałem pojęcia, co mnie tam będzie czekało. I jak skarb miano mi zabrać? Domyśliłem się tego, kiedy czekałem na Cho aż do drugiej w nocy, aż wróci ze spotkania z nauczycielem.
   Nie lubię, kiedy dziewczyny chichotają na mój widok. Dziwne? Nie dla mnie. Czuję się wtedy zakłopotany, w końcu mam partnerkę, moją Cho. Nie chcę innych dziewczyn, nie teraz. One niestety tego nie rozumieją, więc ja tylko uśmiecham się szelmowsko, kiedy je mijam – jakby w rekompensacie za to, że nie jestem nimi zainteresowany – a one zachichotają jeszcze raz i po chwili będą chichotać na widok kogoś innego. To dobrze, że nawet nie pokładają zbytnio wiary w to, że dla nich zrezygnuję z Cho.
   Nienawidzę mieć długów. Starałem się nigdy niczego od nikogo nie pożyczać, a jeśli już to robiłem – zwracałem w jak najszybszym czasie. Nie chcę czuć obciążenia, że jestem coś komuś winny. Dlatego – kiedy tylko odkryłem zagadkę dotyczącą jaja – pierwszą rzeczą, o której pomyślałem zaraz po euforii i szczęściu z rozwiązania problemu, było przekazanie jakiejś podpowiedzi czy wskazówki Potterowi. Bardzo mi się nie podobało to, że byłem mu coś winny. Chociaż, kiedy przekazywał mi informację o smokach, nie wyglądało na to, że coś ode mnie za to oczekiwał – jednak ja, czy też raczej to moje sumienie, nie potrafiłem tego tak zostawić. On mi pomógł – powinienem się odwdzięczyć. To logiczne.
   Nie lubię być bezradnym. Kiedy widzę, że coś złego się dzieje, chcę zareagować. Nienawidzę uczucia, kiedy nic nie mogę zrobić. Nie potrafię zostawić kogoś, kiedy on wprost woła „pomóż mi!”. Nie potrafię, a mimo wszystko robię to. Nawet jeśli wiem, że to jest jak dokopanie leżącemu. Zostawiam go – i wszystko, co mogę wtedy zrobić, to czuć się zeżartym od środka przez poczucie winy.
   Boję się tego całego turnieju. Tak. Ja, ten reprezentant Hogwartu, boję się Turnieju Trójmagicznego. Kiedy wrzucałem tę kartkę nawet nie pomyślałem, że mam jakąkolwiek szansę na to, że Czara Ognia wybierze akurat mnie. To było tak nierealne, że kiedy Dumbledore oznajmił głośno „reprezentantem Hogwartu jest Cedrik Diggory!”, poczułem, jakbym nagle zderzył się z nierzeczywistością. Uśmiechnąłem się, to przecież była naprawdę wielka chwila. Cieszyłem się – kto w życiu nie marzył o wiecznej chwale? Jednak kiedy zbliżało się pierwsze zadanie, poczułem stres. Potter podpowiedział mi, że to będą smoki – wtedy zacząłem szukać wszelkich sposobów, jakich mógłbym wykorzystać w starciu z olbrzymim gadem. Nie miałem pojęcia, na czym miała polegać ta walka. Co będę musiał z nim zrobić? Byłem pewny, że organizatorzy wymyślili coś bardziej kreatywnego, niż zwykła potyczka ze smokiem. W związku z tym czułem jednak nieodpartą ciekawość – czy zadania będą ze sobą w jakiś sposób powiązane? Pierwsze zadanie podpowiedziało mi, czego powinienem się spodziewać. Wcale nie poprawiła mi ta myśl humoru.
   Boję się, że coś pójdzie nie tak. Od pamiętnej Nocy Duchów przeczytałem wiele opisów poprzednich turniejów. W ostatnim, sprzed ponad wieku, zginęły dwie osoby. Prawdopodobnie to z tego powodu przestano je organizować. Dlaczego wcześniej nie sprawdziłem takich informacji? Dlaczego? Myślę, że lepiej bym się czuł, gdybym nie czytał tych relacji. Chociaż… właściwie tak czy owak dowiedziałbym się o tym, jak to wyglądało. Moje silne poczucie wiedzy o tym, w co się dokładnie wpakowałem, jest wręcz niemożliwe.
      Nienawidzę czuć parcia ze strony społeczeństwa. Kiedy chcę coś zrobić, a oni mi na to nie pozwalają. To prawie jak bycie bezradnym, jednak nie do końca. To jest coś innego. Chyba. Kiedy dowiedziałem się, że ostatnim naszym wyzwaniem będzie labirynt, miałem naprawdę niespokojne myśli, które towarzyszą mi do tej pory. Myślę, że to zadanie będzie najtrudniejsze – w końcu to finał, koniec turnieju. Wydaje mi się, że przygotują na to coś spektakularnego. Nie wierzę, że zostawią to ot tak sobie. To będzie coś wielkiego – tylko nie potrafię sobie wyobrazić, jak wielkiego. Boję się, nie strach mi to powiedzieć. Chciałbym się wycofać, jednak nie wiem, czy zrobiłbym to, gdyby była taka możliwość. Oczekiwania względem mnie są przerażające, nie chcę nikogo zawieść. Ojciec nie wybaczyłby mi tego, tak samo, jak nigdy do końca nie pogodził się z tym, że jestem w Hufflepuffie. Nie jestem pewny, czy to aby dobrze, że oczekuje ode mnie tak wiele. Nie lubię zawodzić ojca. Chciałbym kiedyś spełnić jego oczekiwania – trafić do innego domu już nie mogę. Mało prawdopodobne jest, abym wygrał Turniej Trójmagiczny – chociaż mam szansę jedną do czterech. Może uda mi się skończyć szkołę jako najlepszy na roku? Starałem się, naprawdę. Prawie cały czas wolny poświęcałem na naukę przydatnych w turnieju zaklęć oraz materiału do owutemów. To był ciężki rok – przyznaję. Mam nadzieję, że moja praca nie pójdzie na marne.
   Boję się, kiedy zostaję sam przebierając się w turniejową szatę. W myśli nie powtarzam ani zaklęć, ani niczego innego – myślę o tym, że wolałbym nigdy nie przeżywać tego turnieju. Byłoby łatwiej – o wiele łatwiej.
   Idę w miejsce, gdzie kiedyś było boisko od quidditcha – w tym momencie zostało zastąpione wielkim żywopłotem. Biorę ostatni oddech i staram się nie myśleć o oczekiwaniach ojca, kolegów, znajomych i całego Hogwartu. Zapominam, że się boję i z szerokim uśmiechem na ustach wchodzę do labiryntu.









Komentarze

  1. super ;)
    przepraszam że jednym słowem komentuję ale muszę się uczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, aż mi gały wyszły. Nie przepadałam nigdy za Cedrikiem, ale ta miniaturka jest cudowna. Doskonale opisuje co mogło dziać się w głowie jednego z reprezentantów Hogwartu. Opisanie tego co lubi, czego się boi co go zachwyca, było świetnym pomysłem ;)
    PS: błagam wyłącz weryfikację obrazkową. Wpisuję te głupie literki już 3 raz, a jemu ciągle coś nie pasuje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, kurczęta i kaczuszki!
    Strasznie fajna miniaturka. Nie lubię zbyt Cedrika. Wydawał mi się napuszonym palantem. Owszem było mi go żal, gdy przeczytałam jak umiera, ale bardziej tęskniłam za Syriuszem. Co ja mówię?! Ja ubolewałam nad jego śmiercią! A podobno miał tam zginąć Artur. Wolałabym jakby to był on. Potem jeszcze Fred i Tonks! Och, jak mi żal było najlepszych postaci całej sagi.
    Ale zaczęłam gadać o czymś całkowicie innym! Jak już wspominałam Cedrik był moim zdaniem bufonem. Ta miniaturka pokazuje jego wnętrze. To co on najbardziej lubił i czego nie. Bardzo fajnie pokazane z resztą.
    Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych miniaturkach na gg?
    45180703 :)
    Pozdrawiam, Tośka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Bardzo lubię postać Cedrika, więc i pewnie dlatego też podoba mi się ta miniaturka ;D Fajnie go pokazałaś - taki troszkę skromny, próbujący zaimponować ojcu chłopak . Nawet podobnie sobie go wyobrażałam, bo w książce to niewiele się o nim samym dowiadujemy. A jeśli chodzi o nadużycie słówka "nie" to mnie to w ogóle nie raziło. Tekst jest tak skonstruowany, że to wcale nie przeszkadza, więc jeśli o mnie chodzi to miniaturka bomba. Życzę weny, żebyś dalej pisała tak świetne teksty :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne. Wiesz, co myślę o tym wszystkim. Nie chcę pisać w komentarzach tego samego cały czas. Więc wiedz. Ja to darzę uwielbieniem.
    ~

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Wywiad z p. Janem Potykowskim