Na zawsze w duecie
Tym tekstem wracamy do czasów około Insygniowych. Tym razem
głównym bohaterem jest George Weasley. Standardowo zastrzegam że tekst nie
jest kompatybilny z moimi poprzednimi utworami, a jeśli kiedykolwiek będzie
jakoś wiązał się z następnymi, na pewno o tym napiszę.
PS. Tym razem trochę pobawiłam się formą, mam nadzieję, że się wam
spodoba.
WERSJA POPRAWIONA: 19.07.2013, 13:45
Dedykowane
Czarnej Bestyjce,
jako że
wspiera mnie i wiernie komentuje miniaturki.
Dziękuję.
„Na
zawsze w duecie”
― Jak się czujesz, Georgie? ― szepnęła pani
Weasley.
Pomacał sobie głowę.
― Jak uduchowiony ― wymamrotał.
― Co mu się stało? ― wychrypiał Fred z
przerażoną miną – Mózg ma uszkodzony?
― Jak uduchowiony ― powtórzył George,
otwierając oczy i patrząc na brata. ― Widzisz… jestem trochę uduchowiony.
ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
Pani Weasley zaszlochała głośno. Twarz Freda
odzyskała zwykłą barwę.
― To żałosne ― powiedział. ― Naprawdę
żałosne! Tyle jest dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym
uduchowionym?
J.K.
Rowling, Harry Potter i Insygnia Śmierci,
str. 80
Fred i George.
George i Fred.
Gred
i Forge.
Co to za różnica? Zawsze występowali w
duecie, dwaj bliźniacy Weasley, nie do rozróżnienia. Jedni z najlepszych
psotników Hogwartu.
(O
nich się pamięta. O obu, nigdy pojedynczo.)
Nagle było słychać odgłos eksplozji, nie minęła
sekunda, a na ziemi leżały tony gruzu, a pył uniemożliwiał widoczność. Ściana
kurzu po chwili opadła.
(George myśli, że woli, aby jednak dalej nic
nie widzieć. )
Obok leżało zakurzone ciało. Wyglądało,
jakby znajdowało się tam od dawna, chociaż George wiedział, że tak nie było. Jedna
z rąk była wyprostowana, druga wręcz przeciwnie ― mocno wykręcona pod
nienaturalnym kątem. Spojrzał na buty, które leżały jakby przypadkowo
rozrzucone, choć były założone na stopach. Czarne i już rozchodzone; zupełnie
irracjonalnie wpadło mu do głowy, że jeszcze niedawno z Fredem planował wyjście
do sklepu i zakupienie obuwia z lepszego materiału. Skóra z mugolskich zwierząt
bardzo szybko się niszczyła.
Oczy George’a powędrowały trochę wyżej; na
twarzy oplecionej rudymi kosmykami włosów nadal malował się cień uśmiechu.
(Brązowe tęczówki tak bardzo nie komponowały
się z pustką w oczach.)
George krzyknął coś głośno; później nawet
nie pamiętał, co to takiego było. Złapał Freda za ramiona i szepnął cicho.
― Nie rób sobie żartów. To żałosne. ― Chciał
krzyknąć, jednak z jego gardła nie wydobyło się nic głośniejszego od szeptu. ― Żałosne
― powtórzył jeszcze kilka razy, a łzy mimowolnie popłynęły mu z oczu.
Fred jednak dalej nie reagował i powoli do
niego docierało, że jego brat nie robił sobie żartów.
Ktoś kazał zabrać zwłoki Freda i schować w
niszę po zbroi. To chyba był Percy… a może Harry? To już nie było ważne.
(Zwłoki Freda. To tak okropnie brzmi.)
Odwrócił się na chwilę i zobaczył rozjarzoną
w szaleńczym uśmiechu twarz Augustusa Rookwooda. Chciał się zerwać do biegu,
ale wydawało mu się, że ktoś przytrzymał go za ramię i powstrzymywał przed tym.
(Twarz mordercy jego brata zostaje mu w
pamięci do końca życia.)
Wojna się skończyła, Voldemort nie żył.
Wiedza ta mimo wszystko nie wypełniała tego,
co stracił. Nic nie mogło mu pomóc. Nawet to, że Rookwood został zesłany do
Azkabanu.
(Nic nie może mu oddać brata bliźniaka.)
Przez pierwsze trzy tygodnie nie wychodził
ze swojego pokoju w Norze, w której tymczasowo mieszkał. Nie potrafił jeszcze
wyjść do ludzi, choć przebywanie samotnie w tym pokoju także było dla niego
przytłaczające. Nie podobało mu się to.
(Rzadko kiedy wcześniej bywał tu sam.)
Siódmego dnia do jego pokoju przyszła Ginny.
Jeszcze nikogo tutaj nie było od czasu bitwy; chyba rozumieli, że nie oswoił
się z myślą o martwym bracie.
Jego siostra usiadła na parapecie ― swoim
ulubionym miejscu w ich… jego pokoju ― bez słowa. To było stałe miejsce Ginny,
kiedy tam przychodziła. Często rozmawiała z nimi o wielu rzeczach, była ona
jedyną osobą, która wiedziała, nad czym akurat pracowali. A czasami… czasami po
prostu tam była.
Siedzieli w ciszy przynajmniej godzinę, a
może i więcej – godzina była dla nich jak kilka minut, a sekundy dłużyły się w
kwadranse.
(Czas jakby nie istnieje.)
― Wiesz co, George? ― odezwała się Ginny, a
on spojrzał na nią bez zainteresowania. ― Wydaje mi się… ― zacięła się, ale po
chwili kontynuowała trochę pewniej. ― Wydaje mi się, że Fred wolałby, abyś
dalej był taki, jak kiedyś.
― Skąd
możesz wiedzieć, co on by chciał? ― warknął trochę za ostro.
(Ginny nie jest za to zła.)
― Nie wiem ― odpowiedziała. ― Po prostu on
nie chciałby, abyś siedział w pokoju i psuł sobie życie. Powinieneś dalej
prowadzić sklep, czy to nie jest to, o czym marzyliście? Chcieliście mieć sławną
na całą Anglię sieć handlową związaną z dowcipami, więc powinieneś do tego
dążyć. Jeśli nie chcesz robić tego dla siebie, to zrób to dla Freda. On zapewne
zrobiłby to samo dla ciebie.
― Wyjdź stąd ― powiedział George.
Za
szybko, pomyślał. To wszystko działo
się za szybko.
Ginny wbiła w niego niedowierzające
spojrzenie, przy czym zsunęła nogi z parapetu.
― Wyjdź ― powiedział jeszcze raz. ― Proszę
cię, wyjdź.
Nie powiedziała nic więcej, tylko
najzwyczajniej w świecie wyszła.
(Nie potrafi rozmawiać o Fredzie. Nie w
czasie przeszłym.)
George czuł, jakby czas płynął w oszałamiającym
tempie. Ledwo skończyła się bitwa o Hogwart. Pamiętał, jak minęła jedna doba od
tego wydarzenia. Druga. Trzecia. Tydzień. Dwa tygodnie. Trzy.
(A Fred odchodził w zapomnienie. )
Mama nie przychodziła do jego pokoju.
Zazwyczaj któryś z braci przynosił mu jedzenie i wychodził bez słowa. Na tym
kończył się ich dzienny kontakt.
(Ma tylu braci, ale wie, że choć brzmi to
bardzo egoistycznie i brutalnie, to nic mu po nich, skoro żaden nie jest nim.)
Dwa tygodnie później Ginny znowu przyszła do
jego pokoju. Nie usiadła na parapecie, jak zawsze, tylko stanęła na środku
pomieszczenia.
― Jesteś egoistą, wiesz? ― zapytała
obojętnym tonem.
Nie przejął się tymi słowami.
― Mógłbyś w końcu się otrząsnąć. Mamie też
jest trudno, wiesz? Gdybyś pokazał, że już z tobą lepiej, na pewno poczułaby
się lepiej.
George dalej leżał na łóżku w bezruchu. W
ogóle nie obeszły go te słowa.
― Jeden jej syn nie żyje, a czuje, jakby
straciła dwóch. Nie powinieneś jej tego robić. ― Ginny dalej próbowała go
przekonać.
― Jak niby mam wyglądać, jakbym się
otrząsnął, skoro tak nie jest?
Ginny spojrzała na niego zawistnie.
― Jesteś egoistą. Jesteś pieprzonym egoistą,
wiesz? Myślisz, że jako jedyny jesteś w żałobie?
George nie odpowiedział.
― Nie jesteś sam w żałobie! JA TEŻ STRACIŁAM
BRATA! Rozumiesz? Ja też… ― Ginny zaczęły płynąć łzy po policzkach. To była
jedna z niewielu okazji, kiedy mógł zobaczyć, jak jego siostra płacze. ― Ja też
straciłam brata ― zaszlochała. ― My wszyscy straciliśmy brata ― zaszlochała. ―
Nie tylko ty.
To chyba wtedy coś do niego dotarło. Chociaż
on był z Fredem najbliżej, to nie był jedynym w rodzinie, który odczuł tę
stratę. Nie był sam…
Przytulił się do Ginny, która całkowicie się
rozkleiła, a on ― ot tak, po prostu ― zrobił to samo.
― Zrób to dla Freda… po prostu zrób to dla
niego. Żyj ― szeptała Ginny.
(Żyje. Dla Freda.)
Tak więc zaczął to robić, dla Freda. On
zrobiłby to samo.
Od tamtego momentu George zaczął wychodzić z
pokoju. Rozmawiał z ludźmi, wrócił do swojej pracy. Na razie nie poruszał
tematu bitwy, wolał zająć się bardziej przyziemnymi sprawami i tym, na czym
znał się najlepiej ― żartami. Starał się wykrzesać z siebie choć trochę humoru.
(Jest to jednak wymuszony uśmiech, pusty
śmiech.)
Pomyślał sobie, jakby to było, gdyby to on
zginął. Nie chciałby, aby Fred zamknął się w sobie i rozpaczał. Wolałby, aby
dalej prowadził sklep ― nie po to się trudzili, aby po ledwie dwóch latach
działalności zamknąć interes. Nie, nie zrobi tego. Życie płynie, ludzie rodzą
się i umierają. Taka jest kolejność.
(Tylko dlaczego śmierć musi przychodzić tak
szybko?)
Minął rok. Powoli … powoli zaczął się
przyzwyczajać do myśli, że Fred nie wróci. Z czasem jego śmiech znowu był
gromki i szczery, a uśmiech wesoły i niewymuszony. Potrafił żartować niemal ze
wszystkiego. I już bez żalu, a ze zrozumieniem sytuacji potrafił rozmawiać na
temat brata.
(Chociaż
nigdy nie godzi się ze śmiercią brata.)
― Verity, dzisiaj nowa dostawa składników do
eliksirów miłosnych. Kropla miłości
robi furorę w Hogwarcie, musimy zrobić większy nakład ― powiedział do swojej
podwładnej. To ona zajęła się sklepem, kiedy po śmierci Freda George niemal przez
miesiąc nie wychodził z Nory, za co już nie raz jej dziękował.
― Dobra, zajmę się tym. O której ma być
dostawca?
― Około dziesiątej, ale wspominał, że może się
spóźnić. Jeszcze w tym tygodniu zajmę się nowym projektem, a także może
urozmaicimy trochę sprzedaż przygotowując od razu bombonierki nasączone
eliksirem? Jak myślisz, to dobry pomysł?
― To może być coś. Można byłoby je od razu
pakować w ozdobne opakowanie, w końcu każdy woli kupić wszystko gotowe, bez
żadnych dodatkowych prac.
― Tak, to dobry pomysł. Będziesz mogła się
do końca dnia zająć sklepem? Chciałbym jeszcze dzisiaj coś załatwić.
― Oczywiście, nie ma sprawy.
George uśmiechnął się do swojej pracownicy.
(Uśmiech był uprzejmy i wesoły zarazem.
Niewymuszony.)
Teleportował się z cichym trzaskiem.
Pojawił się w pobliżu dużej, czarnej bramy
prowadzącej na cmentarz, który był otoczony wysokim murem. Nie był tutaj od
czasu pogrzebu, nie potrafił tego zrobić. Teraz jednak, jeśli tak naprawdę
chciał pogodzić się z tym, co się stało, potrzebował wizyty w tym miejscu.
Doskonale
pamiętał drogę, która prowadziła do jasnego, marmurowego pomnika. Usiadł w
ciszy na ławeczce przed grobem i spokojnie popatrzył na napis.
Fred Weasley
1.04.1978 r. ― 2.05.1998 r.
Przez śmierć
do nieśmiertelności.
Czy to
tylko tyle po nas zostaje?, pomyślał. Tylko
wyryty napis na marmurowej tablicy?
― Nie ― powiedział głośno, choć wokół nie
było nikogo, kto mógłby go usłyszeć.
Od roku starał się zrozumieć, tak naprawdę
zrozumieć ― po co żyć, skoro w każdej chwili i w każdym momencie możemy ― tak
po prostu ― przestać istnieć?
― Nie zapomnę o tobie, bracie ― szepnął
cicho.
George zrozumiał. Najważniejsze są
wspomnienia. Fred już nie wróci, jednak już zawsze będzie mu towarzyszył w jego
wspomnieniach. Na zawsze w duecie.
(Żyje ze szczęśliwymi wspomnieniami.)
dlaczego większość twoich tekstów wyciska mi łzy z oczu? nie mówię, że to coś złego. poprzez to są wyjątkowe i niesamowite ;D
OdpowiedzUsuńmasz talent i nie zmarnuj go ;)
pozdrawiam, Domi
Oo... trafiłam tu przez przypadek, przez to, że wypowiadałaś się na innym blogu i jakoś chciałam sprawdzić, czy i Ty piszesz. Weszłam tu, popatrzyłam na spis miniaturek i zobaczyłam tytuł "Na zawsze w duecie". Od razu pomyślałam o Wealeyach, a jako że ich uwielbiam, nie mogłam nie przeczytać. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam i z pewnością z czasem zabiorę się za kolejne miniatury, może nawet dziś. Ta mnie po prostu urzekła. Niczego nie było za dużo czy za mało, oddałaś pięknie ten klimat, wzruszyłaś mnie i doprowadziłaś do łez. Tekst naprawdę dobrze i ciekawie napisany, podziwiam.
OdpowiedzUsuńwzruszające, żadne inne określenie nie przychodzi mi do głowy, albo choruję na niedobór przymiotników; rozumiem George'a.... choć mojego brata nie ma to wiem, że w końcu wróci
OdpowiedzUsuńUgh. Nienawidzę Cię i uwielbiam w tym samym czasie. Rozumiesz o co mi chodzi, prawda? Jesteś tak cholernie świetna w tym co robisz ale czy musisz doprowadzać mnie znów do lez?
OdpowiedzUsuńI znowu doprowadziłaś mnie do płaczu. Cudowne. Łzy spływały mi po policzkach, kiedy Fred przytulał Ginny. To jest... Nie ma słów, które to opisują. Pisz książki. Błagam. Przeczytam wszystkie. Dziękuję. Jeszcze raz.
OdpowiedzUsuń~
Boże to było piękne i smutne :’( poryczałam się jak idiotka. Jeszcze Fred i George są moimi ulubionymi postaciami z HP więc miniaturka spodobała mi się jeszcze bardziej . Dawno nie czytałam czegoś tak cudownego :’) . Oddałaś tak idealnie uczucia Georga że to jest po prostu nie do opisania . Te wszystkie emocje zawarte w tej miniaturce achh i jeszcze włączoną miałam piosenkę The Band Perry – If I Die Young która nadawała klimacik, a łzy same cisnęły mi się do oczu :’) . Wiem że to jest dawno dodane lecz mam nadzieje że to przeczytam jesteś świetną pisarką mam nadzieje że dalej piszesz opowiadania i minaturki goorąco pozdrawiam ~Bubble
OdpowiedzUsuń