A światło nie zawsze pomagało


Data pierwszej publikacji: 14 czerwca 2012




Tym razem nieco odbiegamy od poprzedniej tematyki i przenosimy się w czasy pierwszej wojny. Tekst jest poświęcony Syriuszowi Blackowi i w żaden sposób (poza tym, że jest z tematyki potterowskiej) nie jest powiązany z poprzednimi miniaturkami. Proszę o komentarze (pozytywne jak i o te z kulturalnie wyrażoną krytyką), ponieważ jako autor lubię wiedzieć, co czytelnik sądzi o tekście, co powinnam poprawić, nie mówiąc już o przyjemności i przypływie weny, która jest następstwem ich czytania. Teraz zapraszam do lektury.



"A światło nie zawsze pomagało"






   Wpatrywał się w mały płomyczek świecy. Kolejna się wypalała, a on podpalał drugą, zanim zgaśnie poprzednia.
   Nienawidził ciemności, czuł się wtedy taki… bezradny.
   Nienawidził bezradności.
   Grimmauld Place 12 nie było domem pełnym miłości. Niemal w każdym zakątku domu coś się kryło – od boginów przez wydające się zwykłymi przedmioty, które mają na sobie jakąś czarno magiczną klątwę, po głowy skrzatów straszących dzieci na każdym kroku.
   Środek nocy, burza szalała za oknem, a on był sam. Nie ważne, że w domu była matka. Nie można było zwracać uwagi także w tym wypadku na jego ojca czy Regulusa, który starał się być ukochanym synem rodziców. Kiedyś próbował szukać pocieszenia w takie noce jak ta u swojej matki, później u ojca. Na marne. Nie mazgaj się – mówiła matka. Jesteś Blackiem. Blackowie niczego się nie boją – Ojciec zawsze to podkreślał. Był Blackiem z krwi i kości, nie mógł się tego wyprzeć. Tym bardziej głupio się czuł, kiedy każdej nocy przed snem zapalał świecę i prosił skrzata domowego, aby dopilnował, by nie zgasła.

 ~*~*~

   Jeszcze gorzej było, jak poszedł do Hogwartu. W domu miał swój pokój. Matka ani ojciec nigdy tam nie przychodzili, był to jego i tylko jego zakątek domu. W szkole nie miał oddzielnego pomieszczenia. W momencie, gdy euforia po dostaniu się do Gryffindoru przeszła, nastała noc. Jego towarzysze z dormitorium szykowali się do snu, a on siedział na łóżku blady spoglądając za okno. Nawet gwiazdy nie przebijały się przez grube warstwy chmur. Wszyscy w końcu się położyli, a pochodnia została zgaszona przez Remusa.
   Syriusz na początku dobrze to znosił. Zamknął oczy i próbował usnąć wyobrażając sobie, że świeca się pali. Nie minęło dziesięć minut, a już czuł, jak głupie myśli zaczynają nachodzić mu do głowy. Od czasu do czasu przechodził przez całą długość jego ciała potężny dreszcz, który nie pozwalał usnąć. Nie wytrzymam tu dłużej, pomyślał panicznie przewracając się z boku na bok.
   Przez chwilę nasłuchiwał, aż dosłyszał się trzech równych oddechów. Chłopaki spali, więc mógł bez zauważenia wyjść z dormitorium. Gdy tylko otworzył drzwi, głośno odetchnął. W kominku w pokoju wspólnym tańczyły wesoło ogniki.
   Tej nocy nie wrócił do dormitorium.

 ~*~*~

   Jego nowi koledzy zaczęli zauważać to, że Syriusz ma podkrążone oczy, a po nocce zamiast być wypoczętym, był jeszcze bardziej zmęczony. A on wydawał się nie zauważać tego, że chcą z nim na ten temat porozmawiać.
   Kolejna noc, a on w momencie, kiedy znowu usłyszał trzy równe oddechy, wstał z łóżka i wyszedł do pokoju wspólnego. Usiadł przed kominkiem i wpatrywał się w płomienie.
   – Dlaczego co noc tutaj przychodzisz? – Wzdrygnął się, kiedy zza pleców usłyszał głos Jamesa. Nie odpowiadał przez chwilę, a tamten usiadł obok niego. – Całe noce tutaj siedzisz i potem chodzisz po szkole jak zombie.
   To były pierwsze dni szkoły. Nie chciał robić z siebie mięczaka. Był z Blacków, nie powinien się niczego bać, prawda? Ale czy czasami nie powinien też trafić do Slytherinu?
   – Ja… – Mimo swoich myśli, zdanie „boję się ciemności” nie chciało przejść mu przez gardło.
   – Nie będę się śmiał. – Gdy Syriusz spojrzał na niego z powątpieniem, dopowiedział kładąc sobie rękę na sercu – Obiecuję.
   – Ech… niech ci będzie. Boję… – Syriusz mówił tak cicho, że James musiał nadstawić ucho, aby go usłyszeć. – boję się ciemności – wycharczał niepewnie, a potem, gdy James nie zaczął się śmiać, dodał trochę pewniej – Nie mogę usnąć bez chociaż najmniejszego płomyka świecy
   – Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? – zdziwił się James. – Gdybyś to zrobił, zostawilibyśmy zapaloną pochodnię na noc. Co to za problem?
   Syriusz nie odpowiedział. James szybko zrozumiał, jaki w tym problem. Chociaż nie orientował się zbytnio w statusach rodzin czarodziejskich, to o Blackach już nie jedno przewinęło mu się przez ucho. Syriuszowi nie wypadało mieć tak głupiej fobii, jak strach przed ciemnością.
   Siedzieli tak jeszcze kilkadziesiąt minut, ale ani jednemu, ani drugiemu nie przeszkadzała cisza. Kolejnego dnia żaden z chłopców nie zgasił światła w dormitorium, jednak nie skomentowali tego. Syriusz poczuł niemą wdzięczność.  Ani tego roku, ani w ciągu następnych lat, nikt się nie dowiedział o palącej się pochodni w dormitorium Huncwotów.
   Syriuszowi wydawało się, że to wtedy stali się zgraną paczką przyjaciół.

 ~*~*~

    Koniec szkoły przyszedł szybko. Za szybko, pomyślał Syriusz. Spojrzał na swoich przyjaciół, gdy wsiadali do pociągu. Każdy się uśmiechał, jednak Syriusz wiedział, co sobie myślą. Zostawiają za sobą Hogwart, kończą kolejny rozdział w swoim życiu. Cieszyli się z dobrych wyników, a jednak jemu podczas egzaminów przyszła go głowy absurdalna myśl, czy aby lepiej nie byłoby zawalić tego roku i wrócić do szkoły. Szybko oczywiście odrzucił od siebie tą myśl , ale samo to, że przeszło mu to przez głowę… Zdał egzaminy bardzo dobrze, tak samo jak jego przyjaciele. I wiedział, że gdyby wrócił tu, do Hogwartu, następnego roku, to nie byłoby już to. Nie wyobrażał sobie nauki bez Jamesa, Petera i Remusa.
   Gdy wszedł po schodkach do pociągu ciągnąc za sobą ciężki kufer, wiedział jedno; kończyło się dzieciństwo i zaczynało brutalne życie dorosłego, w którym nie ma miejsca na infantylny strach przed ciemnością.

~*~*~

   Salon w małym domku Syriusza był pogrążony w ponurej ciszy. Wszyscy Huncwoci siedzieli przy stole wpatrując się w płomyk świecy, która była jedynym źródłem światła.
   – Marlena nie żyje – stwierdził Syriusz, aby przerwać ciszę. Wszyscy bardzo dobrze o tym wiedzieli, ale chyba potrzebne było im to stwierdzenie. Uświadomiło im to, że jej po prostu nie ma. Nie ma i już nie będzie.
   James nerwowo przewracał pustym kubkiem w dłoniach. Syriusz nieświadomie robił to samo. Musieli czymś zająć dłonie. Minęło pół godziny.
   Musieli się z tym pogodzić i żyć dalej. Wstali bez słowa i mieli już się rozejść. Gdy Remus i Peter odeszli trochę dalej, Syriusz złapał Jamesa za rękę, który właśnie wstawał z krzesła.
   – Następnym razem to może być któryś z nas – stwierdził patrząc mu prosto w oczy.
   – Wiem, Łapo – odpowiedział. – Jednak postarajmy się przeżyć tą wojnę, co?
   – Przeżyjemy – rzekł z przekonaniem. – I nie rozdzieli nas zło. Ani ciemność.
   Na twarzy Jamesa pojawił się cień uśmiechu, kiedy usłyszał ostatnie słowo. Każdy mógł zrozumieć to jak chce – dosłownie, czy w przenośni.
   Ciemność nie rozdzieliła ich w pierwszej klasie i nie zrobi tego teraz.

~*~*~

   Syriusz leciał na lśniącym motorze do Doliny Godryka. Właśnie przekroczył swoje wszystkie życiowe rekordy prędkości na motorze, ale nie zwracał na to uwagi. Jedyne, co do niego dotarło, to jedna myśl: przy odrobinie szczęścia uda mi się rozbić. Słyszał w głowie przemądrzały i karcący głos Lily, która zapewne zganiłaby go za tak szybki lot i nie potrafił myśleć, że ona nigdy więcej tego nie zrobi.
   Już z daleka widział Mroczny Znak wiszący nad domem Potterów. Wylądował na ziemi i zszedł z motoru. Wszedł do ruiny, którą stał się budynek po ataku Voldemorta. Spojrzał na zwłoki Jamesa i nie potrafił uwierzyć, że on nie żyje. Nie mógł zginąć, prawda? Przecież mieli przeżyć, zatańczyć taniec zwycięstwa na grobie Voldemorta. A James... tak po prostu umarł.
   – Dlaczego mnie zostawiłeś, James? Dlaczego to zrobiłeś?! Mieliśmy przeżyć tą wojnę!
   Kopnął w najbliższe kamienie, a potem uderzył pięścią w kredens, niszcząc jedyną ocalałą szybę w całym domu.
   Nagle usłyszał jak przez mgłę płacz dziecka. Bardzo powoli dotarło do niego, że to Harry, jego chrześniak. Powinien się nim zająć.
   Wszedł na górę po rozlatujących się schodach i szybko znalazł pomieszczenie, z którego dobiegał płacz. Nie widział Lily, która leżała obok łóżeczka dziecka. Nie zauważył też, kiedy bierze chrześniaka na ręce czy paskudnej blizny na jego czole. Trzymał go w ramionach, bo wiedział, że powinien to zrobić.
   Zszedł na dół. Do budynku ktoś wszedł, a po chwili Syriusz zarejestrował wzrokiem Hagrida. Powiedział coś do niego, a Syriusz mu odpowiedział; nawet nie wiedział, co dokładnie. Dotarło do niego to, że Hagrid chce wziąć Harry’ego. Syriusz w końcu zaczął kontaktować. Nie może oddać Hagridowi dziecka. To syn Jamesa, pomyślał. Jestem jego chrzestnym. To ja powinienem się nim zaopiekować. James tego chciał, skoro zrobił mnie chrzestnym. Hagrid jednak powołał się na nazwisko Dumbledore’a i Syriusz nie mógł już nic więcej zrobić, jak tylko dać dziecko półolbrzymowi.
   – Weź mój motor – wycharczał. – Mnie się już do niczego nie przyda.
   Hagrid zgodził się na to i po chwili został sam. Został sam, chociaż James leżał obok niego na podłodze. Sam, chociaż Lily leżała na piętrze obok dziecięcego łóżeczka. I nie mógł w to uwierzyć. Oni nie mogli go zostawić.
   Syriusz spojrzał na swojego przyjaciela ostatni raz – wiedział, że powinien już iść. Żyć dalej i… zemścić się.
   Nie czuł zimna październikowej nocy ani bólu ręki, w której tkwiły odłamki szkła. Nie słyszał głośnego trzasku ognia czy ryku powoli oddalającego się motoru.
   Czuł tylko bezradność, gdy widział puste oczy Jamesa i tym razem nawet światło nie mogło mu pomóc.

Komentarze

  1. nie rozumiem dlaczego nikt nie komentuje twoich miniaturek. przecież one są świetne!
    pozdrawiam Domi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko... aleś ty szybka ;D
    Oczywiście kolejna miniaturka, którą lubię. Bo o Syriuszu *.* I jeszcze dodałaś to z ciemnością. I znowu prawie się pobeczałam... ech... masz talent ;D
    Sorry że taki krótki komentarz, ale mi się spać chce xD
    Weny mnóstwo życzę :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie taka szybka xD Po prostu coś mi blogspot odwalił i kiedy zmieniałam czcionkę w tej miniaturce, wyrzuciło mi ją na wierzch ;p reszta moich tekstów jest w pierwszej zakładce od lewej "miniaturki", o Syriuszu są dwie, plus jedna ogółem o Huncwotach, pozostałe trzy to czasy Insygniów i po.

      Usuń
  3. JAK! Ja się pytam, jak można nie skomentować takiego cuda? I jeszcze skąd masz taki talent? Uwielbiam miniaturki o Syriuszu, szukałam jakiś błędów. Czegoś co by mi zgrzytnęło, nie zauważyłam nic. Dlatego też posądzam ten tekst o bycie arcydziełem ;) Kiedy tutaj wchodziłam to myślałam, że będzie to coś z serii "Jestem Syriusz Black i wszystkie dziewczyny mnie kochają". Ale ty pokazałaś tą drugą stroną Łapy, o której rzadko się mówi. Gratulacje. Uwielbiam twoje miniaturki o Huncwotach, Pozostać Huncwotem (Pociągam nosem) Pisz jak najwięcej (szczególnie o Huncwotach) :)
    Wielka fanka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku... Popłakałam się ;__; Cudownie piszesz. Naprawdę. Podziwiam cię za to. Nie wiem, co pisać. Te uczucia Syriusza, ta ciemność... Uwielbiam Twoje miniaturki. To jak poezja. Przeczytam resztę. Dziękuję, że jest ktoś, kto potrafi tak cudownie, emocjonalnie pisać. Dziękuję.
    ~

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Na chwilę przed"

Od ognia

Lot